Jest 1 lipca 2024 r. Mieszkają państwo w Warszawie, w jednej z centralnych dzielnic, i są państwo posiadaczami niezawodnego 19-letniego samochodu z silnikiem Diesla. Auto jest zadbane, oszczędne i znacznie trwalsze niż obecnie produkowane pojazdy. Nie chcą się z nim państwo rozstawać. Może posłużyć jeszcze przez lata. Okazuje się jednak, że tego dnia nie mogą nim państwo już wyjechać z miejsca parkingowego. Mają państwo samochód, którego nie da się używać. Od tego bowiem dnia w stolicy ma wejść w życie strefa czystego transportu, która na początek wyeliminuje z ruchu samochody z silnikiem Diesla z normą Euro 4, a więc co najmniej 18-letnie. Gdy proces wprowadzania SCT zakończy się w 2032 r., z objętych strefą ulic mają zniknąć samochody z silnikiem benzynowym starsze niż 17 lat – a więc wyprodukowane najpóźniej w 2015 r., czyli zaledwie osiem lat temu – i diesle starsze niż 11 lat, czyli najdalej z roku 2021. Powstałe ledwo dwa lata temu! Ostatecznie SCT dotknie 23 proc. pojazdów zarejestrowanych w Warszawie – blisko jedną czwartą. Nie jest to jednak cały obraz. Z jednej strony w stolicy zarejestrowanych jest wiele pojazdów firmowych, które po niej na co dzień nie jeżdżą, ale z drugiej SCT obejmie przecież wszystkie samochody – również przyjezdnych. W tym osób, które korzystają z nich na co dzień, dojeżdżając do pracy czy nawet do któregoś z parkingów w mieście, żeby potem przesiąść się do komunikacji publicznej.
Prawica krytykuje własne decyzje?
Wprowadzenie stref czystego transportu we wszystkich miastach, gdzie jest to planowane (jako jedyna uchwałę podjęła dotąd rada Krakowa, ale do sądu zaskarżył ją wojewoda), jest uzasadniane identycznie: ma być czyściej, przyjemniej, a mieszkańcy się cieszą. Do tego dochodzą pokrzykiwania antysamochodowych aktywistów miejskich, którzy najchętniej zakazaliby używania samochodów w ogóle. Całkowicie lekceważy się negatywne skutki dla przedsiębiorców i mieszkańców, tak jakby to rozwiązanie miało jedynie dobre strony. Dzisiaj jednymi z najgłośniej krytykujących projekty stref są politycy Zjednoczonej Prawicy. Problem w tym, że to właśnie Zjednoczona Prawica umieściła w polskim prawie koncepcję SCT, a potem ją jeszcze zaostrzyła. SCT znalazły się w Ustawie o elektromobilności z 11 stycznia 2018 r., najpierw jeszcze z pewnymi ograniczeniami, dotyczącymi m.in. liczby mieszkańców gminy, która taką strefę chciałaby stworzyć. Po nowelizacji z 2021 r. kryterium wielkości gminy zniknęło, więc teoretycznie SCT może wprowadzić nawet każda najmniejsza gmina. Pojawiły się też inne negatywne zmiany. Na podstawie ustawy do SCT mogą wjeżdżać jedynie pojazdy w pełni elektryczne, napędzane wodorem oraz CNG.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.