Ci, którzy uważali, że prezydent Andrzej Duda zacznie grać całkowicie samodzielną grę, po jego ubiegłotygodniowym wystąpieniu mogli się poczuć rozczarowani. Owszem, na marszałka seniora – funkcja istotna jedynie na pierwszym posiedzeniu Sejmu, przed wyborem marszałka na resztę kadencji – Andrzej Duda wyznaczył Marka Sawickiego, polityka PSL, o którym z zachwytem mówił, że reprezentuje swoich wyborców w izbie niższej od 30 lat. Inna sprawa, że można sobie zadać pytanie, czy to jest akurat szczególny powód do chwały. Kandydatem na premiera został jednak Mateusz Morawiecki. Opozycja i jej zwolennicy zapałali oburzeniem, ale też cokolwiek niemrawym, bo przecież nie był to zaskakujący rozwój wypadków. Pojawiły się stwierdzenia, że „człowiek może wyjść z PiS, ale PiS z człowieka – nigdy”. W ramach politycznych plotek snuto spekulacje, że pan prezydent miał się zorientować, że w „100 konkretach” Koalicji Obywatelskiej jest punkt mówiący o postawieniu go przed Trybunałem Stanu, i dlatego zrezygnował z desygnowania na premiera w pierwszym kroku lidera Koalicji Obywatelskiej. Faktycznie, w spisie „100 konkretów” można znaleźć punkt mówiący, że „łamanie Konstytucji i praworządności będzie szybko rozliczone i osądzone. W tym celu postawimy przed Trybunałem Stanu Andrzeja Dudę – za odmowę przyjęcia ślubowania od trzech prawidłowo wybranych przez Sejm VII kadencji sędziów Trybunału Konstytucyjnego oraz za zastosowanie prawa łaski w stosunku do nieprawomocnie skazanych Mariusza Kamińskiego, Macieja Wąsika i dwóch innych funkcjonariuszy”. Trudno jednak poważnie uznać, że obecność tego passusu miała wpływ na tak istotną decyzję głowy państwa, jak pierwszy konstytucyjny krok do utworzenia rządu – choć z drugiej strony specyficzna wrażliwość Andrzeja Dudy na własnym punkcie jest dość powszechnie znana. Możliwe zresztą, że w obecnej sytuacji odgrywa ona jakąś rolę – o czym dalej.
Czas na załatwienie spraw
Można też jednak założyć, że wszyscy protagoniści tego dramatu – czy może raczej momentami farsy – mają pełną świadomość, że biorą udział w przedstawieniu, i to nie od wczoraj. W ramach tego przedstawienia muszą trochę pohuczeć na siebie, muszą sobie pogrozić – bo tego oczekują ich widzowie i kibice. Nie znaczy to jednak, że tak ma wyglądać cały dalszy ciąg kadencji.
Dlaczego zatem pan prezydent nie zdecydował się na powierzenie misji utworzenia rządu od razu Donaldowi Tuskowi albo – co byłoby ruchem śmiałym i niestandardowym – Władysławowi Kosiniakowi-Kamyszowi?
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.