(…) Ponieważ polityka na europejskim szczeblu maskowana jest wspólnotowym fałszem i nie można ujawniać różnic interesów, silniejsi – w tym przypadku Niemcy – nie są niczym ograniczeni, zwłaszcza że ich racje sprzedawane są jako „wspólne dobro”. To zresztą stały mechanizm utopijnych rozwiązań, w których likwidowane są wyrastające z doświadczenia ludzkich ograniczeń instytucje pośredniczące, a pod szyldem realizacji najwyższych wartości dominuje siła.
Nie znaczy to, że instytucji unijnych nie można próbować wykorzystać do zmiany obecnego stanu rzeczy. Funkcja przewodniczącego Rady Europejskiej została zredukowana do reprezentacji i organizacji. Czy jednak polityk ją pełniący nie mógłby wpływać na unijne decyzje? (…) Sęk w tym, że aby próbować wpływać na politykę unijną, należy być zaprzeczeniem Donalda Tuska. To przecież ten premier i jego szef dyplomacji, Radosław Sikorski, uznali, że w Europie trzeba „płynąć w głównym nurcie”, czyli podporządkowywać się silniejszym. (…)