W 1989 roku miałem 15 lat i niewiele rozumiałem z otaczającej rzeczywistości, choć chyba jeszcze w 1988 roku, dostałem od kolegi kilka gazetek "Solidarności Walczącej", załapując się na poczucie uczestnictwa w czymś niesamowitym, ale raczej już w okresie, kiedy żadną brawurą to nie było. Wydaje mi się jednak, że z lat 80. pamiętam swego rodzaju podwójną rzeczywistość.
Oto na co dzień w podbiałostockiej wsi żyliśmy w biedzie i szarzyźnie, w której posiadanie kilku bonów PKO o niskim nominale, stanowiących substytut „dolarów”, dawało poczucie istnienia gdzieś daleko „lepszego świata”, choć na co dzień, jedyne co można było kupić w pobliskich sklepach, to chleb i mleko. Mięsa się wtedy nie kupowało, mięso się „załatwiało”, co w naszym przypadku było rzadko, ale czasem możliwe dzięki temu, że mama pracowała jako położna, dzięki czemu od czasu do czasu składano jej „wyrazy wdzięczności”.
Źródło: DoRzeczy.pl
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.