Dotychczas sejmowa komisja śledcza ds. Pegasusa powołała 13 doradców. 11 z nich podpisało umowy, a dwóch nie odesłało jeszcze umów.
Jak wskazuje serwis "Fakt", czterech otrzymuje najwyższe miesięczne wynagrodzenie w wysokości 18 tys. 851 zł. "Kolejnych dziewięciu dostaje połowę tej stawki, czyli 9 tys. 425 zł. W rezultacie wynagrodzenie tylko dla doradców komisji śledczej wynoszą ponad 160 225 zł brutto miesięcznie. Te dane uzyskano w ramach wniosku o dostęp do informacji publicznej" – czytamy.
– Doradcy komisji to eksperci w danym temacie, którzy posiadają wiedzę w odpowiednim obszarze. Ich wiedza ma pomóc w sprawniejszym prowadzeniu obrad oraz służyć pomocą członkom komisji. Jestem daleki od oceny, że jak coś jest państwowe, to musi być tanie, ale musi być gospodarne, co jest zgodne z Konstytucją RP – komentuje dla "Faktu" konstytucjonalista dr Kamil Stępniak.
"Nie byli przygotowani"
Prawnik stwierdza, że jak na razie komisja pokazała spore nieprzygotowanie. – Na przykład podczas przesłuchania Jarosława Kaczyńskiego, który zasłaniał się brakiem zwolnienia z tajemnicy państwowej. Członkowie komisji nie byli na to przygotowani. Pytanie również, czy posłowie korzystają z pomocy doradców. Jeśli nie, to celowość tak wysokiego wynagrodzenia jest wątpliwe. To jednak nie koniec kosztów, ponieważ wyznaczone są również osoby do administracyjnej obsługi posiedzeń i prac komisji– ocenia dr Stępniak.
Kwestię zarobków doradców komisji skomentowała jej przewodnicząca poseł Magdalena Sroka. – Doradcy uczestniczą w posiedzeniach, wydają ekspertyzy i opinie, biorą udział w spotkaniach przygotowujących posłów do przesłuchań. Mają też dostęp do udostępnianych komisji dokumentów. Wysokość wynagrodzenia doradców komisji określa zarządzenie – mówi poseł Trzeciej Drogi.
Czytaj też:
Awantura na komisji. "To jest kpina, żenada człowieku"