DoRzeczy.pl: Jak cenny agentem dla wywiadu mińskiego lub moskiewskiego mógł być sędzia Szmydt ?
Mariusz Kamiński: Mógł być cennym agentem z racji tego, że jak się dowiadujemy, pełniąc funkcję sędziego Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego m.in. zajmował się odwoływaniem funkcjonariuszy czynnych, którym służby odbierały certyfikat bezpieczeństwa. Miał dostęp do informacji niejawnych dotyczących konkretnych funkcjonariuszy i zarzutów służb, jakie były wobec nich formułowane. Niewątpliwie taka wiedza jest cenna dla obcych wywiadów. To dobre tło dla ewentualnego werbowania funkcjonariuszy, którzy mają kłopoty w naszych służbach, którzy mogą się czuć sfrustrowani, są w sytuacji, kiedy być może będą musieli odejść z czynnej służby. Dla obcego wywiadu to cenne informacje, aczkolwiek mam nadzieję, że liczba materiałów, z którymi zapoznawał się ten sędzia, nie była tak duża. To nie jest tak, że z automatu wszystkie tego typu sytuacje do niego trafiały, ale z tego, co wiemy, takie sytuacje się zdarzały.
Dużo mówi się o odpowiedzialności politycznej za tę sytuację. Czy to obciąża również środowisko sędziowskie?
Jest jeden problem systemowy, ponieważ sędziowie mają z samego faktu wykonywania tego zawodu na mocy ustawy dostęp do informacji ściśle tajnych. Nie są weryfikowani w żaden sposób. Zawsze, gdy jakiekolwiek próby zwracania uwagi na ten problem powodowały reakcję, że jest to naruszanie konstytucji, że to ingerowanie w sprawy sędziów, rozpracowywanie sędziów.
Nigdy nie dopuszczono do tego, żeby osoby, które mają dostęp do informacji o najwyższych klauzulach, które wykonują zawód sędziego, były w jakikolwiek sposób weryfikowane. A w tym środowisku są bardzo różne osoby. Z całą pewnością tak łatwy dostęp do najwyższej rangi informacji niejawnych, wynikający wyłącznie z tego powodu, że ktoś pełni jakiś zawód, wydaje się z punktu widzenia bezpieczeństwa bardzo nierozsądny.
O sprawie jest głośno, bo sędzia Szmydt nie został wykryty przez służby. O jakiej skali wykrycia agentów możemy mówić za rządów Zjednoczonej Prawicy?
Mogę podać dokładną cyfrę. Za naszych rządów nasze służby zneutralizowały 101 agentów rosyjskich i białoruskich. 46 zostało zatrzymanych, 55 wydalonych, bo mieli status dyplomatów rosyjskich i białoruskich. Te osoby zostały usunięte z zakazem wjazdu do naszego kraju. To był duży cios w rosyjskie służby. Jeżeli chodzi o ich aktywność, to była ona duża zwłaszcza w przededniu wojny z Ukrainą. Mieliśmy jedną sytuację, monitorowana przez nas obywatelka z Białorusi usiłowała nawiązać bliskie relacje z jednym z sędziów, ale ponieważ wiedzieliśmy, że ten sędzia może być zwabiony w pułapkę, ostrzegliśmy go i zapobiegliśmy temu niebezpieczeństwu. Tę osobę z Białorusi, którą monitorowały służby, ze względu na powiązania z białoruskim wywiadem zneutralizowaliśmy.
Były takie niebezpieczeństwa i to konkretnie w temacie polskich sędziów. W pewnej sytuacji działaliśmy bardzo skutecznie. Białoruskie i rosyjskie służby należy traktować łącznie, zresztą białoruskie służby zachowały nazwę sowiecką, nadal nazywają się KGB, tam powiązania personalne są bardzo silne. Białoruskie służby są tak naprawdę ekspozyturą rosyjskich służb. Oni byli i są aktywni w naszym kraju. Dla porównania w czasie ośmiu lat rządów naszych poprzedników wykryto 18 osób.
Czytaj też:
Warchoł: Sędzia Szmydt był związany z medialnym zapleczem "uśmiechniętej koalicji"Czytaj też:
Mastalerek: Zdradę trzeba nazwać zdradą