W nocy z 31 marca na 1 kwietnia 2024 r., dokładniej – o północy, wesoły tłum zebrał się przed Bramą Brandenburską w Berlinie przy dźwiękach muzyki reggae. To wielkie święto dla narkomanów i dilerów! Od 1 kwietnia można w Niemczech (z pewnymi wyjątkami) jarać zioło, uprawiać marychę i – co ważniejsze – posiadać ją bez narażania się na karę. Raj na ziemi? – To dopiero początek – mówi właściciel psa, z którym chętnie bawi się mój burek na trawniku, po którym psom nie wolno biegać pod karą grzywny. – Potem margines wolności się zwiększy – dodaje.
Z legalizacji marihuany cieszy się także minister sprawiedliwości w Berlinie, Marco Buschmann, członek lewicowego rządu z ramienia koalicyjnej partii FDP. Jego zdaniem legalizacja marihuany oznacza w perspektywie mniej pracy dla policji i wymiaru sprawiedliwości (mniej ścigania, mniej postępowań sądowych). A dzisiaj jest w toku ponad 100 tys. spraw przeciwko konsumentom marihuany i haszyszu – mówi minister Buschmann, uważając, że oznacza to fiasko niemieckiej polityki walki z narkomanami.
„Więcej postępu”
Legalizując konsumpcję trawki, rząd Niemiec zrealizował jedną z obietnic wyborczych. Figuruje ona jako cel w liczącej 144 strony umowie koalicyjnej SPD-Zielonych-FDP pod wszystko mówiącym tytułem „Odważmy się na więcej postępu”. Oten postęp niegdyś konserwatywno-liberalna partia Wolnych Demokratów walczy już od lat (dotyczy to też obyczajów). Legalizacja narkotyków z grupy określanej jako „miękkie” zezwala Niemcom od 18. roku życia (zaraz pojawiły się pytania – a dlaczego nie od lat 16?) na palenie marihuany lub haszyszu w określonych miejscach. Zakazem palenia objęto place zabaw, boiska sportowe, placówki dla dzieci i młodzieży. Czyli nic ze skręta na dużej przerwie? Czy do pilnowania tych miejsc skieruje się teraz policjantów, którzy do tej pory ścigali narkomanów i dilerów?
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.