Kiepska pogoda, słaba frekwencja i brak zainteresowania mediów – PiS nie może uznać październikowej manifestacji, która przeszła ulicami Warszawy, za szczególnie udaną. Z protestu, który miał podtrzymać zainteresowanie paktem migracyjnym oraz umową z Mercosur, niewiele wyszło. Wydarzenie co prawda wybrzmiało w debacie publicznej, tylko że nie ze względu na sam charakter przemarszu, a sugestię Jarosława Kaczyńskiego dotyczącą przyszłości Przemysława Czarnka. Zapowiadając go na manifestacji, prezes PiS stwierdził bowiem, że były minister edukacji "nie był dotąd premierem, ale pewnie będzie". Słowa lidera największej partii opozycyjnej wywołały spore poruszenie wśród komentatorów i publicystów. Sam zainteresowany dopytywany przez dziennikarzy zachowuje ostrożność, unikając triumfalizmu. Przyznaje jednak, że w PiS przylgnęła już do niego ksywka "premier".
Jeszcze dekadę temu był praktycznie nieznany, dzisiaj wydaje się jedną z centralnych postaci w partii. Dla liberalnych mediów stanowi uosobienie wszystkiego, co w PiS najgorsze. Dla zwolenników prawicy jest natomiast nadzieją na zachowanie ideowego kursu partii. Z jego głosem liczy się Jarosław Kaczyński, szanuje go nawet konkurencja z Konfederacji. Wielu na taką pozycję musi pracować latami. Skąd wziął się Przemysław Czarnek?
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
