Znany rysownik od dawna był solą w oku liberalnego salonu. Nie zginał karku przed kanonami współczesnej poprawności politycznej, za co atakowano go bez pardonu – jak choćby wytaczając mu z powództwa paru organizacji i osób proces o słynny rysunek z kozą – kpina z coraz bardziej radykalnych haseł rewolucji obyczajowej.
"Zmieniamy formułę drugiej strony gazety, rysunki nie będą tam pasowały. Strona zyskuje profil bardziej gospodarczy" – argumentuje Bogusław Chrabota, redaktor naczelny "Rzeczpospolitej". Niespecjalnie wierzę w te zapewnienia. Gdyby chodziło o zmianę czysto pragmatyczną, bez żadnego kontekstu polityczno-ideowego – nie przeprowadzano by jej z dnia na dzień.
Dziennikarzom, którzy pracowali kiedyś na Prostej, gwałtowność tej decyzji kojarzyć się może tylko z jednym – nagłym atakiem żądzy demonstrowania swojej władzy przez Grzegorza Hajdarowicza – właściciela firmy Gremi Business Communication, która wydaje "Rzepę". W taki sam sposób człowiek nazywany niekiedy kąśliwie "Hajdabomberem" dokonywał zmian po wejściu w posiadanie dziennika dzięki decyzjom własnościowym Ministerstwa Skarbu Państwa za rządów Platformy. W taki sposób przeprowadził usunięcie Pawła Lisickiego z funkcji szefa "Rzeczpospolitej", a potem, odsuwając go z szefostwa tygodnika "Uważam Rze". W taki sam sposób – na oślep działał po ukazaniu się tekstu Cezarego Gmyza o śladach trotylu na wraku Tupolewa, gdy na jaw jego narady "przy śmietniku" z Pawłem Grasiem, prawą ręką Donalda Tuska.
Teraz z jakiś powodów – jakich? – zapadła decyzja o wyrzuceniu Krauzego. Wiele wskazuje, że to sygnał gwałtownego przechyłu gazety w lewo. Portal wPolityce.pl twierdzi, że od dłuższego czasu zarząd wydawnictwa naciskał na zmianę profilu „Plusa-Minusa”, „żeby nie był tak konserwatywny, żeby było dużo więcej polityków opozycji”. Mogę potwierdzić, że do mnie z korytarzy "Rzepy" dotarły takie same sygnały. Nietrudno zgadnąć, że dziennikarze „Plusa-Minusa” podejmują decyzję o odejściu w ramach soliadarności z Krauzem – nie mieli złudzeń: kolejni na liście po znanym rysowniku byliby oni albo ich cotygodniowy dodatek.
Być może nie chcieli czekać, aż ktoś z szefów Gremi postawi ptaszka przy kolejnym punkcie zleconych przez Hajdarowicza "spraw do załatwienia". Dominik Zdort, Beata Zubowicz, Wojciech Stanisławski i Filip Memches stworzyli jeden z najlepszych dodatków polityczno-kulturalno-cywilizacyjnych w Polsce. Ale takie zalety nigdy nie zatrzymywały Hajdarowicza przed niszczeniem cudzej pracy. Tak było w przypadku tygodnika "Uważam Rze" i tak jest teraz w wypadku "Plusa-Minusa".
Całą sprawę dedykuję tym, którzy ostrą walkę polityczną dostrzegają tylko w mediach publicznych. Nowa czystka w "Rzeczpospolitej" przypomina, jak załatwia się takie kwestie w mediach przyjaciół Platformy – tak głośno dziś występującej w obronie dziennikarskich sumień. Jak się okazuje, Hajdarowicz wciąż mocniej liczy się z opozycja, niż z wszechmocnym rzekomo PiS-em. To też wiele mówi o potencjałach wpływu w medialnym pojedynku dwóch wielkich antagonistów w obecnej wojnie polsko-polskiej.
Czytaj też:
Czterej dziennikarze "Rzeczpospolitej" odchodzą z pracy
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.