Tak, powtórzę to jeszcze raz, bo być może są tu czytelnicy, którzy nie wierzą własnym oczom i myślą, że stali się, wskutek mojego błędu, ofiarami mistyfikacji: Leonardo Boff, ten sam, któremu w 1985 roku kardynał Józef Ratzinger, wtedy jeszcze przewodniczący Kongregacji Doktryny Wiary, zakazał nauczania i prowadzenia wszelkiej działalności wydawniczej, jest teraz, można mniemać, miarodajnym nauczycielem wiary katolickiej. Ten sam Boff, który w 1992 roku porzucił zakon franciszkanów, obecnie doradza Ojcu Świętemu. Zwolennik marksizmu, człowiek, który tyle wysiłku włożył to, aby pogodzić chrześcijaństwo z komunizmem, który publicznie podważał zasadę posłuszeństwa hierarchii i marzył o rewolucji społecznej teraz, jak wynika z jego słów, ma naprawdę sporo do powiedzenia.
W rozmowie z niemiecką gazetą Boff przedstawia swoje rozumienie wiary. „Wcielenie oznacza, że jakaś nasza cząstka jest już boska, wieczna. To co boskie jest w nas samych. W Jezusie to co boskie najwyraźniej się pokazało. Ale jest we wszystkich ludziach. Zgodnie z ewolucyjnym poglądem Jezus nie przychodzi do świata z zewnątrz, ale z niego wyrasta. Jezus jest ujawnieniem się boskości w ewolucji, jednak nie jedynym. To co boskie przejawia się też w Buddzie, Mahatmie Gandhim i innych wielkich postaciach wiary”. To dosyć nieortodoksyjne rozumienie katolicyzmu, nieprawdaż? Z drugiej strony trudno się dziwić tej wizji boskości, jeśli się wie, że Boff po tym jak w 1959 roku został franciszkaninem, pięć lat studiował w Niemczech, gdzie ewolucjonizm był niezwykle popularny. Jednak nie te osobliwe opinie na temat boskości są najbardziej interesujące, ale stosunki Boffa z papieżem Franciszkiem.
Mówiąc o teologii wyzwolenia Brazylijczyk stwierdził, że „Franciszek jest jednym z nas. Dzięki niemu teologia wyzwolenia stała się powszechnym dobrem Kościoła. I on ją jeszcze rozszerzył”. Doprawdy, nie jest łatwo przejść nad tym do porządku dziennego. Jak papież może być „jednym z nas”, skoro owa nauka została publicznie odrzucona? Wystarczy przypomnieć co na ten temat mówiły ważne dokumenty papieskie opublikowane jeszcze w latach 80. za pontyfikatu Jana Pawła II. W najważniejszym z nich, instrukcji z 1984 roku napisano, że w teologii wyzwolenia „pojawia się tendencja do utożsamienia Królestwa Bożego i jego rozwoju z ruchem wyzwolenia człowieka i do traktowania samej historii jako podmiotu jej własnego rozwoju, polegającego na procesie samowyzwolenia człowieka na drodze walki klasowej, na samoodkupieniu człowieka. Takie utożsamienie pozostaje w sprzeczności z wiarą Kościoła”. Wiara staje się formą świeckiego, politycznego mesjanizmu, a sprawiedliwość społeczna i dążenie do zniesienia różnic między bogatymi a biednymi zastępuje życie religijne. Nie sposób zrozumieć, czytając teksty Boffa i innych, jaka ma być właściwie różnica między Kościołem a partią polityczną, a ściślej partią marksistowską, dla której celem jest nie zbawienie wieczne, ale doczesny postęp, zniesienie rozwój i równość.
Okazuje się jednak, że to, co było sprzeczne z nauką Kościoła trzydzieści lat temu już takim nie jest obecnie. Znowu oddaję głos Boffowi, który opowiada o tym na czym owo „rozszerzenie” teologii wyzwolenia polegało. A mianowicie na tym, że powszechna walka z ubóstwem i nierównościami jest też obecnie walką z wyzyskiem Ziemi i nadużywaniem stworzenia. Stwierdza też, że papież Franciszek jest wiernym czytelnikiem jego książek oraz korzystał z jego porad szczególnie co się tyczy kwestii ekologicznych: „Poprosił mnie o materiały dla Laudato Si. Udzieliłem mu rad i posłałem to co napisałem. On to wykorzystał”. W jak wielkim stopniu? Odpowiada Boff: „Wielu ludzi powiedziało mi przy czytaniu »to jest przecież Boff«”.
Jednak papież, okazuje się, żeby czerpać z rad Brazylijczyka wymyślił intrygę. „Poprosił mnie »Boff, nie wysyłaj mi tekstów bezpośrednio«.” Dlaczego nie? Bo „przechwycą je podsekretarze (przedstawiciele kurii) i ich nie dostanę”. Jak wynika ze słów marksistowskiego ideologa żeby obejść Watykan musiał kontaktować się z Ojcem Świętym w inny sposób: „Raczej wysyłaj te rzeczy do ambasadora Argentyny przy Watykanie, z którym mam dobre kontakty i wtedy bezpiecznie do mnie dotrą”. Wszystko to, warto zauważyć, mają być słowa papieża.
Innym ciekawym wątkiem tych spotkań Boffa z Franciszkiem jest ich rozmowa na temat Benedykta XVI. Jak wiadomo to ówczesny kardynał Ratzinger odegrał znaczącą rolę przy potępieniu Boffa w latach 80. Również później mówiąc o Ratzingerze Boff nie przebierał w słowach: według niego kardynał był „religijnym terrorystą”. Jednak teraz to najwyraźniej bez znaczenia. Franciszek chce doprowadzić do porozumienia z głównymi teologami wyzwolenia – Gustavo Gutierrezem, Jonem Sobriono i Boffem – a stare potępienia mają pójść w niepamięć. Kiedy Brazylijczyk w rozmowie przypomniał o Ratzingerze, Franciszek miał mu odpowiedzieć: „To ja jestem papieżem”. Boff powołuje się także na rozmowy z innym zaufanym doradcą papieża Franciszka, kardynałem Walterem Kasperem, który miał mu przekazać, że wkrótce Kościół czeka wielka niespodzianka. Być może, sugeruje Boff, papież ogłosi wprowadzenie urzędu stałych diakonis lub też zniesie obowiązek celibatu dla księży, o co ponoć prosili go biskupi brazylijscy?
Cała ta historia jest rzeczywiście niezwykła. Nawet jeśli Boff przesadza i nieco koloryzuje, eksponując swoją rolę, to trudno ot tak odrzucić jego świadectwo. Zbyt wiele szczegółów pada w tej rozmowie, zbyt bliskie jest pokrewieństwo tez „Laudato Si” z tekstami Brazylijczyka. Najwyraźniej pozostaje on faktycznie w dobrych relacjach z Franciszkiem i musiał mieć wpływ – jak znaczący dokładnie nie wiadomo – na tekst encykliki. A mowa tu o człowieku, którego opinie nie tylko zostały oficjalnie potępione, ale też o kimś, kto nigdy do żadnego błędu się nie przyznał i z żadnych istotnych tez nie wycofał. Żadnego kroku w tył nie zrobił. Nigdy się nie ukorzył. Cała jego kariera po tym, jak zrzucił habit wskazuje na coś przeciwnego – Boff stał się jednym z głównych ideologów antyglobalistycznych, stałym mówcą w czasie spotkań antyglobalistów w Porto Alegre. Początkowo wspierał socjalistyczny program byłego prezydenta Brazylii Luiza Inacio Luli da Silva, po kilku latach jednak się od niego zdystansował. Lula … okazał się w jego oczach zbyt umiarkowany. Wcześniej opublikował zresztą liczne artykuły, w których atakował obecną hierarchię kościelną , twierdząc, że niech chce ona zaangażować się na rzecz prawdziwej walki z ubóstwem.
Już sam dobór doradcy przez Franciszka wydaje się zatem szokujący – czy owe związki z Boffem oznaczają akceptację dla tez brazylijskiego teologa? Jak ma się to dziwne obchodzenie kurii na spółkę z ideologiem antyglobalizmu z jakkolwiek rozumianym szacunkiem dla porządku? W jaki sposób papież może domagać się od innych posłuszeństwa dla siebie skoro, jeśli wierzyć Boffowi, faktycznie wspiera buntownika?
Można zresztą zadawać kolejne pytania, z których najważniejsze jest chyba to: czy istnieje jeszcze w ogóle coś takiego jak niezmienna i stała doktryna katolicka, czy też, przeciwnie, to co się nią nazywa jest tylko zapisem poglądów i opinii poszczególnego papieża? Jak można wytłumaczyć ten nagły awans i poparcie dla teologów wyzwolenia na czele z Boffem, którzy jeszcze do niedawna uważani byli, i słusznie, za krzewicieli błędów?
Zastanawiam się co będzie dalej. Czyżby następnym ułaskawionym teologiem miał zostać Hans Kueng, skądinąd współpracownik Boffa, zaciekły krytyk nie tylko papieskiego prymatu, ale też wszystkich praktycznie katolickich dogmatów? Trudno powiedzieć. I być może to jest najbardziej osobliwe: znając sposób działania Franciszka nic nie jest wykluczone i wszystkiego można się spodziewać.