Od czasu reformy administracyjnej z lipca 1998 r. – skądinąd oczywiście potrzebnej – borykamy się w Polsce z przerostem administracji lokalnej. Zostaliśmy obdarowani powiatami, których zadania można z powodzeniem przenieść bliżej ludzi, czyli do gmin, a wspólne zadania wypełniać jako związki gmin. Zostaliśmy obdarowani też urzędami marszałkowskimi, których zadania z powodzeniem mogłyby wypełnić urzędy wojewódzkie. Dalej było już tylko kiełkowanie obciążeń – takich jak urzędy pracy, które latami zajmowały się papierkowym odhaczaniem bezrobotnych i wywieszaniem im w gablocie list z ofertami pracy.
To wszystko jest – w pewnym stopniu chyba nieuświadomiony – koszt, który ponoszą lokalnie mieszkańcy. Jednym z jego składników było wynagrodzenie urzędników samorządowych i lokalnych władz. W 2017 r. szacowano ten koszt na 14,1 mld zł rocznie. I teraz właśnie znów się zwiększył.