Jak wskazuje ekspert, obecna sytuacja za naszą wschodnią granicą niesie ze sobą wiele niewiadomych. Nie tylko bowiem Ukraina jest dużym eksporterem zbóż. To samo tyczy się Rosji, a konflikt miedzy tymi państwami stwarza zagrożenie zmniejszenia podaży tych produktów na światowym rynku. Do tego dochodzą jeszcze zawirowania na rynkach surowców energetycznych, w eksporcie których duży udział ma Rosja.
Wojna a ceny żywności
– W analizach dotyczących surowców oraz żywności mamy bardzo wiele niewiadomych, jedną z nich jest to, czy będzie w tym roku wyraźnie mniej zbóż na rynku, m.in. pszenicy, której największym eksporterem jest Rosja, ale Ukraina też jest dużym producentem. Pytanie, czy zostaną nałożone jakieś sankcje na sprzedaż żywności, choć raczej w tym kierunku świat nigdy nie szedł – stwierdził Marek Zuber na antenie Polskiego Radia 24.
O ile, zdaniem ekonomisty, w dłuższej perspektywie bardzo prawdopodobne jest ustabilizowanie się rynku, a co za tym idzie również cen, ropy i gazu, o tyle w kwestii żywności mogą być z tym spore problemy. Jak zaznacza Zuber, "trudno sobie wyobrazić, abyśmy w krótkim czasie mogli zastąpić produkcję rosyjską i ukraińską".
– Jeśli części tych zbóż zabraknie, to odczujemy to, może nie katastrofą czy dramatem, ale ceną. Jednak w o wiele trudniejszej sytuacji jest tu Afryka. Wzrost cen na świecie będzie wpływał na to, co dzieje się na rynku żywności w Polsce, niezależnie od tego, że jesteśmy w dużym stopniu samowystarczalni, jeżeli chodzi o jej produkcję na rynek wewnętrzny – powiedział.
Chiny nie uratują Rosji
Ekonomista odniósł się także do ostatnich słów byłego prezydenta Federacji Rosyjskiej Dmitrija Miedwiediewa. Polityk stwierdził, że Rosja poradzi sobie z zachodnimi sankcjami z pomocą jej azjatyckich partnerów. Innego zdania jest jednak Zuber.
– Chiny mają swoje problemy, wszystko wskazuje na to, że w tym roku będą miały spadającą konsumpcję, trwa pandemia (…). Jeśli ktoś myślał, że Chińczycy wyciągną z kiszeni 200 mld dolarów i dadzą je Rosji a conto kupowanego w Rosji gazu, to się mylił. Jeżeli w ogóle do tego dojdzie, to będą to kwoty rzędu kilku czy kilkunastu miliardów dolarów i w sposób fundamentalny nie zmieni to sytuacji rosyjskiej gospodarki – ocenił.
Czytaj też:
Ukraina: "Misza" poddał się razem z czołgiemCzytaj też:
Palade: Przyjazd milionów Ukraińców może być dla Polski korzystnyCzytaj też:
Ambasador RP na Ukrainie: Rosjanie punktowo uderzają w Kijów