Wystawienie przez każdą liczącą się siłę polityczną własnego kandydata w wyborach prezydenckich oraz start Szymona Hołowni oznaczają, że wyniki w pierwszej turze po stronie opozycyjnej trochę się spłaszczą. To z kolei może dawać nadzieję – nie mocną, ale jednak – dwóm pretendentom do pokonania w wyścigu do drugiej tury Małgorzaty Kidawy-Błońskiej. Tym bardziej że jej kwalifikacje jak dotąd nie oszałamiają.
Realni kontrkandydaci to Władysław Kosiniak-Kamysz z PSL i ktoś z Lewicy. Kto – tego w momencie pisania tego tekstu jeszcze nie wiadomo. I tu robi się ciekawie, bo wciąż jest możliwe, że lewica (ta przez małe „l”) wystawi nie jednego, ale dwóch kandydatów: z SLD i z Razem. Jest to prawdopodobne, gdyż sytuacja Razem jest łatwiejsza niż Nowej Lewicy – jak ma się nazywać ugrupowanie powstałe z połączenia formacji Czarzastego i Biedronia. Razem może sobie pozwolić na większy luz. Towarzysze osiągnęli na razie wszystko, na czym im zależało: weszli do Sejmu w przyzwoitej liczbie sześciu osób, dostali możliwość głoszenia swoich skrajnych poglądów znacznie silniej niż dotąd, stali się stałymi gośćmi wszystkich programów publicystycznych z politykami. Pracują nad tym, co z ich punktu widzenia jest najważniejsze: nad oswojeniem Polaków z lewacką skrajnością.
Czytaj też:
Warzecha: Fotel prezydenta będzie należał do Andrzeja Dudy
Czytaj też:
Jak Polacy oceniają pracę prezydenta? Najnowszy sondaż dla DoRzeczy.pl
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.