Potem widzieliśmy to w czasie debaty przedratyfikacyjnej, kiedy promotorzy konwencji w kółko powtarzali, że podpisały ją wszystkie rządy Europy. Tworzyli wrażenie powszechnej aprobaty, mimo że nie ratyfikowała jej wówczas (w momencie polskiej ratyfikacji) większość państw Europy. Dość przypomnieć, że Polska ratyfikowała ją przed Niemcami i Holandią, a do tej pory konwencji nie ratyfikowała Wielka Brytania.
I dezinformacja trwa dalej. Niezastąpione OKO.press alarmuje „Ultrakonserwatyści na wojnie z konwencją antyprzemocową. PiS dołącza”. Autorka tekstu, Anna Mierzyńska, cytuje w nim moje stanowisko:
„Konwencja Stambulska to konwencja genderowa, zakładająca użycie władzy i przymusu w walce ze «stereotypowymi rolami mężczyzny i kobiety». (…) Art. 12/1 konwencji zobowiązuje państwa do użycia «koniecznych środków», łącznie z «wykorzenianiem tradycji», aby wprowadzać zamierzone zmiany społeczne i kulturowe w zakresie postrzegania płci (za portalem pch24.pl)”.
To całość przytoczonej w tekście mojej wypowiedzi, którą autorka opatruje następującym „demaskującym komentarzem”:
„Wg konwencji państwo ma podjąć niezbędne środki, by zapobiec aktom przemocy. Kiedy działa państwo, rzeczywiście mamy do czynienia z używaniem władzy, czasem także przymusu – ale wobec sprawców przemocy i w celu ochrony ofiar! Ten fundamentalny element, kluczowy dla całego dokumentu, z niezrozumiałych powodów znika w dyskusji ultrakonserwatystów”.
Otóż przytoczony przeze mnie art. 12/1 dokładnie brzmi: „Strony stosują konieczne środki, aby promować zmiany w społecznych i kulturowych wzorcach zachowań kobiet i mężczyzn w celu wykorzenienia uprzedzeń, zwyczajów, tradycji i wszelkich innych praktyk opartych na pojęciu niższości kobiet lub na stereotypowych rolach kobiet i mężczyzn”. W przepisie tym – wbrew wyobrażeniom pani Mierzyńskiej – nie ma ani słowa o przemocy. Jest mowa o użyciu „koniecznych środków” do „wykorzeniania tradycji” związanych z rozróżnianiem płci. Najbardziej zabawne jest to, że pani Mierzyńska, walcząc ze stereotypami, uważa je za wystarczające narzędzie poznania rzeczywistości.
I jeszcze jedno wyjaśnienie. Zawarta w tytule rewelacja „PiS dołącza” odnosi się – jak okazuje się na początku tekstu – do tweetu wiceministra sprawiedliwości Marcina Romanowskiego z Solidarnej Polski. Owszem, tweet wywołał zainteresowanie, które jednak szybko zgasło, skoro wiceminister już pół miesiąca przez publikacją komentarza pani Mierzyńskiejwyjaśnił, że, niestety, ani PiS, ani rząd nie dołącza.
Tak więc to jeszcze jedna, bardzo funkcjonalna, dezinformacja. Oczywiście, robienie reklamy PiS to jedynie efekt uboczny, choć w tym wypadku konieczny. Zwolennikom konwencji stambulskiej bardzo bowiem zależy, żeby sprzeciw wobec niej pozostał wirtualny, by sprowadzał się do przypominania, jak wspaniale pięć lat temu PiS głosował przeciw, jak fajny tweet wysłał wiceminister z Solidarnej Polski i że „jak nic nie można – trzeba wierzyć” zapewnieniom polityków PiS „nie będziemy wypowiadać, ale nie będziemy stosować”. Krytyka przeciwników politycznych daje tu bardzo wygodne świadectwo realnego charakteru tych wspomnień i „intencji”. Trzeba być tego świadomym, jeśli z genderowym układem chcemy walczyć nie wirtualnie, ale naprawdę. A jeśli chcemy, naszej walce musi towarzyszyć systematyczne reagowanie na każdą formę dezinformacji. Żmudne, ale konieczne.
Czytaj też:
Przymknięte OKO.press
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.