Chińcyki trzymają się mocno

Chińcyki trzymają się mocno

Dodano: 
fot. zdjęcie ilustracyjne
fot. zdjęcie ilustracyjneŹródło:PAP / STRINGER
7 czerwca, dzień 96. Wpis nr 85 | Jeszcze w kwietniu zastanawiałem się jaki będzie udział Chin w budowaniu nowego światowego porządku, który pewnie wyniknie z pandemii.

Wydawało mi się, że Chiny korzystają z okazji, by powiększyć swoją światową rolę, głownie w przypadku rywalizacji z osłabionymi Stanami. Chiny tak w ogóle są podejrzewane przez część świata o rozpętanie całej afery z pandemią, co miało przyspieszyć ich wygraną z USA w wyścig o światową hegemonię. Konflikt zmieniający losy świata, podcza gdy inne, o mniejszej skali kończyły się krwawą rzeźnią, miałby się rozstrzygnąć po chińsku. Bez jednego wystrzału.

Miał to być mniej więcej taki ciąg: wypuszczamy z laboratorium nowego wirusa, zakażamy prowincję (u nas ludiej mnogo), izolujemy ją od reszty chińskich prowincji, wprowadzamy reżimy, których nie zniosłyby społeczeństwa demokratyczne, zamykamy ruch wewnętrzny w kraju, utrzymujemy loty w świat. I mamy epidemię rozsianą po świecie, a kontrolowaną u nas. Paniczny przekaz idzie w świat. Lekarze jak kosmici, ludzie pod respiratorami – armagedon. Nie wiadomo co to, ale zabija, liczyć zakażeń/zgonów nie umiemy, ale przecież widać w telewizji, że zabija. W międzyczasie wystawiamy rachunek skorumpowanej przez nas wcześniej WHO i ta ogłasza stan światowej pandemii oraz certyfikuje testy na koronawirusa, które do tej pory nie wiadomo co mierzą i co wykrywają. Świat wpada w panikę, zamyka się w samoizolacji, gospodarki padają, a szczególnie amerykańska. Jednocześnie państwa zajmują się sobą każde na własną rękę, społeczność międzynarodowa zanika i Chiny mogą załatwiać swoje sprawy w sposób, który wcześniej spotkałby się z oporem światowej opinii publicznej. Symbolem zakończenia tej fazy był amerykański lotniskowiec, który z powodu koronawirusa na swoim pokładzie zszedł z wachty, gdzie – na Morzu Południowochińskim – pilnował światowego ładu opartego na supremacji Stanów. Potęga USA padła na kolana a Chińczycy jej pomachali z brzegu.

Ale Chiny nie próżnują, już sobie załatwiają swoje sprawy – na razie po cichutku, choć coraz bezczelniej. De facto przejęli Hong Kong, który miał być przykładem „jednego państwa i dwóch systemów”, ale teraz już nie jest. USA wystosowały gniewny protest, ale nic nie zrobią, bo sami mają rasistowską rebelię na swoich ulicach. Świat się otworzył na emigrację z Hong Kongu i są już oferty dla 3 milionów imigrantów, zasobnych, przedsiębiorczych i wolnych Chińczyków – rzadkość w dzisiejszych czasach. Zawsze to lepsze niż inni imigranci o bardziej „socjalnych” motywacjach. Nikt tego za bardzo nie zauważał, ale Pekin już od dawna „wysuszał” Hong Kong. Liderami miały być przecież inne, socjalistyczne, miasta, a nie ten wolnościowy dziwoląg. Hong Kong nie miał być żadnym przykładem. I możemy go już chyba pożegnać. To taki… efekt uboczny koronawirusa, jakby się ktoś kiedyś pytał o jego następstwa.

W międzyczasie Chińczycy rozpoczęli militarne rozpychanie się. Na Morzu Południowochińskim kończą rozpoczęte w 2013 roku budowanie sztucznych wysp. Ostatnim etapem jest ich uzbrajanie. De facto są sztucznie usypane lotniska i militarne strefy antydostępowe. Do tej pory na tym akwenie porządku pilnowała US Navy, teraz Morze Południowochińskie stanie się wewnętrznym morzem Chin. Ma to zasadnicze znaczenie geopolityczne, bo w ten sposób USA nie będą miały możliwości presji za pomocą dokonania blokady morskiej coraz bardziej agresywnych Chin.

Następny w kolejce jest Tajwan. Szef wszystkich chińskich generałów jasno oświadczył, że wszelkie separatystyczne ruchy Tajwanu zostaną pokarane wojskową interwencją. Chciałem tylko zaznaczyć, że agresja na Tajwan jest jedną z pierwszych na liście możliwych przyczyn III wojny światowej.

Chińska maseczka antywirusowa czasem spada i widać całkiem nieciekawą twarz. Przykładem buty chińskiej w polityce światowej jest ostatni zatarg z Australią. Ta wybudowała się przecież na prosperity chińskiej gospodarki i ten kierunek stał się strategiczny dla jej eksportu. I teraz, kiedy Australia ośmieliła się zaapelować o światowe śledztwo w sprawie pochodzenia koronawirusa – odezwały się chińskie norzyce. I poszło – wstrzymano eksport do Chin ok 25% australijskiej wołowiny i jęczmienia za ok. 1 mld $. Tak to się teraz będzie załatwiało wszelkie światowe wątpliwości co do chińskiego udziału w pandemii. Czyli wy nam wirusem, to my wam – eksportem. To już jasno wskazuje, komu się pali pod stopami…

W USA Chiny są pierwszym i chyba jedynym winnym trzymiesięcznego stuporu świata. W Stanach to nie koronawirus, ale chiński wirus, spisy wszelkich grzechów Chin to długa lista perfidnych ruchów i w kwestii relacji Chiny-USA z konfliktu gospodarczego przeszliśmy już do wojny informacyjnej. Niewiele jeszcze zostało rodzajów wojen, oprócz tej konwencjonalnej… Jak jeszcze wyjdzie, że Antifę sponsorują, lub choćby tylko inspirują Chińczycy, to będziemy mieli konflikt na cztery fajerki. Trump nie popuści. Będzie jeden światowy winny, czyli jeden wróg.

Czy Chiny pojawią się teraz na rozoranym gospodarczo świecie jako jedyny podmiot z kasą i pomysłem jak to urządzić? Może tak być – tak działały Stany po II wojnie światowej. Ale one budowały swoją potęgę na patronowaniu wolnemu handlowi i swoim wolnościowym wartościom, bo to w generalnym rozrachunku przynosiło im zysk. Ten system za pomocą Chin obrócił się teraz przeciwko nim. A więc czy teraz Chińczyk będzie wybierał kraje na zasadzie beauty contest do swego Jedwabnego Pasa i Szlaku? Jak się zachowa świat, Rosja, a zwłaszcza sterowana przez Niemcy Europa? Niemcy na razie czekają w narożniku, aż na środku ringu rozstrzygnie się walka gigantów. A my? My tam gdzieś na trybunach sprzedajemy w handlu obnośnym lody i chipsy, kłócąc się we własnej ekipie o prawo do napiwków.

A stoimy dziś wobec dwóch pułapek, na które zwrócił uwagę dr Jacek Bartosiak. Pierwsza to pułapka Tukidydesa, czyli sytuacja, kiedy hegemon widzi wzrost nowego pretendenta i nie zareaguje odpowiednio na jego wyniesienie. I tak się stało z Chinami i USA. Stany przespały ten moment. Trzeba było „zajeb.t’ paka jeszczio malieńkije”, jak mówi rosyjskie przysłowie. Rzecz jasna niekoniecznie militarnie. Druga pułapka, po „przespaniu” pierwszej to pułapka Kindlebergera, która mówi, że najgorzej jest, gdy światowy hegemon, dostarczający na poziomie globu dóbr publicznych (bezpieczeństwo, system finansowy) zwija się ze światowej dominacji i nakierowuje na siebie. Wtedy karty świata tasują się od nowa, powstają lokalni hegemoni i świat się robi policentryczny. Kiedy Leszek Sykulski mówił o tym w 2017 roku odkładał ten proces na długie lata. Nie wiedział wtedy, że koronawirus znacznie przyspieszy niwelowanie różnić gospodarczych, teraz już i militarnych, pomiędzy Chinami i USA. Nikt przecież w 2017 roku nie spodziewał się, że PKB w USA spadnie w ciągu kwartału o 20% i przybędzie 40 milionów bezrobotnych. Taki numer mógł się tylko trafić tylko w przypadku jakiejś światowej katastrofy, którą pandemia w sensie geopolitycznym jest.

Jedyna korzyść, na razie, to jest to, że się to globalne przetasowanie odbywa pokojowo. Ale niekoniecznie tak będzie u nas. My żyjemy na „Skrwawionych Ziemiach”, miejscu, jak sam tytuł książki Snyder’a wskazuje, najbardziej zroszonym krwią spośród wszystkich miejsc na ziemi. I jak tylko coś się działo globalnie, to krwawiło u nas. Taki to już los przedmurza Europy, które złośliwi nazywają jej przedpokojem. A ten działa w obie strony i ciężko się samemu w nim zadomowić.

Chińcyki trzymają się mocno„. A my? Czy ktoś u nas o tym myśli, poza kilkoma przejętymi geopolitykami? Wiadomo – mają się odbyć wybory a wtedy wszystko się wyjaśni. I wtedy zaczniemy myśleć o swoim miejscu w świecie. Tiaaa….

A ja jednak myślę, że nikt się tym u nas nie zajmie (nie zajmuje?). Bawimy się w mnemogenne państwo, obśmiewamy gesty i słowa, przekrzykując się co do trzeciorzędnych spraw. Bo aby się tym zająć, to trzeba by było mieć od lat ustaloną i uzgodnioną ponad podziałami politycznymi polską rację stanu. A my nie mamy ani takiej racji, ani takiej zgody. A brak którejkolwiek z nich w tej części świata zawsze kosztował nas bardzo wiele. Po tych dwóch pułapkach wchodzimy powoli w trzecią – polską. Za chwilę będą dzielić świat, a my będziemy się ekscytować paluszkami Lichockiej i twittami Tuska.

I nawet tego nie zauważymy. No chyba, że po obowiązkowych lekcjach chińskiego w szkole, ale wtedy już będzie za późno. Ba, niektórym się to nawet będzie podobało…

Jerzy Karwelis

Wszystkie zapiski na blogu„Dziennik zarazy”.

Źródło: dziennikzarazy.pl
Czytaj także