Szymon docisnął Trzaskowskiego w sprawie swoich „postulatów minimum”, odbył się spektakl negocjacji i kandydat przyjął wszystkie „waruneczki”. Przy okazji jasna deklaracja Hołowni naraziła go na podejrzenia firmowania ruchu jednorazowego użytku, a co najmniej na zamęt mentalny wśród jego zwolenników. Elektorat „bezpartyjny” i aspirujący do zmiany w przypadku duopolu II tury powinien chyba zostać w domu, a tu Szymon się zdeklarował.
Ale najciekawiej dzieje się z przeciąganiem Konfederacji na stronę obu mocy. Nudniej jest po stronie PiS-u. Większość się spodziewała, że odbędą się otwarte umizgi, zaproszenia do TVP i takie tam. Miało być wesoło, jak to zawsze, gdy publiczność ogląda gdy ktoś zjada wyhodowaną przez siebie żabę. Ale wydaje mi się, że PiS ma tu taką strategię, jak… USA wobec nas. To znaczy jest taka sytuacja, że poparcie będzie zrobione za darmo. Pokwęka się, pokwęka i wybierze mniejsze zło. No way out. Tak jak my nie mamy gdzie pójść bez USA, tak Konfederacja ma nie pozwolić sobie na utęczowienie Polski.
Ale żabka totalnej opozycji za to wygląda super. Koalicja Obywatelska po „zaliczeniu” Hołowni dogina na Konfederację już bez żadnej żenady. Własnego elektoratu tym nie zniesmaczy, bo ten ma wdrukowaną w odruchy „mądrość etapu” i nie trzeba się wobec „twardych” tłumaczyć z umizgów. Odpuszczą wszystko, bo wiadomo – cel uświęca środki. Ale superowa jest ta rozpisana narracja:
Trzaskowski nagle okazał się gospodarczym friendem postulatów Konfederacji. Zawsze chciał iść w Marszu Niepodległości, pod warunkiem, że nie będzie wykorzystywany politycznie. Marsz Niepodległości niepolityczny, tiaaaa. Prawicowcy dowcipnie mu odpowiedzieli, że go poprą jak podpisze „kartę ONR+„.
To był tenorek, ale zaraz odezwał się bas Giertycha, który postraszył Konfederacje PiS-em, że ten, jak dostanie prezydenta Dudę, to dojedzie prawaków. Się zasromał kolega mecenas, któremu dobro prawicy zawsze leżało na sercu, a serce po prawej stronie.
Szefo Koalicji, Budka też dołożył swoje i nagle się okazało, że wieloaspektowo to można się porozumieć, choć wiadomo, że – bez względu na wynik wyborów – i tak, dłuższych uczuć nie należy się spodziewać. Ot taki transakcyjny seks, jak ten wynegocjowany według zasad WHO wpajanych młodzieży (strr. 38-49 załączonej matrycy).
Zaczęły się też internetowe fejki badziej świadczące o tym jak środowisko totalnej opozycji postrzega swoich przeciwników. Otóż ma ich za idiotów – mamy w mediach społecznościowych wielką akcję tłumaczącą tumanom z PiS-u, że Duda już przecież wygrał w I turze, w związku z tym nie trzeba już iść głosować na niego w drugiej. Ciekawym przykładem „subtelnej” akcji opozycji jest namawianie „w imieniu zatroskanych członków… Konfederacji” do poparcia Trzaskowskiego, bo wtedy ramię w ramię z Koalicją Obywatelską w Sejmie i z prezydentem w Belwederze wywali się PiS z siodła a Konfederacja zostanie królem prawicy. Ciekawa argumentacja, trochę powtórzona za posłem Wilkiem, ale nie sądzę, by się konfederaci na to nabrali.
No i odezwał się ON, Donald. On jednak wciąż ten sam. Jest jak gościu, który miał swoje pięć minut gdy walił fajne bon motki i kawały. I choć się one znudziły nawet jego najzagorzalszym fanom, on wciąż sadzi swoje suchary. Wychodzi żenada. Tusk przyzwyczaił się do starych czasów, kiedy jego konferencje w Polsce wyglądały jak pogadanki dobrego wujka z dziennikarzami, którzy ani śmieli wzburzyć autorytet jakimiś pytaniami, więc się tak sadziło androny okraszone jakimś soundbajtem, jednozdaniowym bon mocikiem, który gotowy był i pasował na czołówki. Trochę Tuskowi mina zrzedła, gdy chciał to powtórzyć z dziennikarskim towarzystwem w Brukseli. Dostał bęcki na pierwszej konferencji i schował się, żeby podszlifować swój angielski, czyli do końca. Ale dla nas, Polaków ma tę samą przyczynkarską twarz. Nie musi się wysilać, to przecież nasz grajdołek, nie? Popatrzmy co on napisał do Konfederacji: „Różni nas wszystko, dlatego będziemy chcieli z Wami WYGRAĆ”. Cały Tusk: „będziemy chcieli z Wami wygrać” ma dwa znaczenia. Dla tuskowych oznacza, że chodzi o zwycięstwo NAD Konfederacją a nie z nią. I taka fajna dwuznaczność naszego Donka, Bogu kadzidło i diabłu bon mocik. He, he, hehehe. Nasz. Donek. Ale im dowalił. Cały on.
Boszszsz… ten polski poziom polityki…
Ja bym wszystko zapisywał dla potomności. Zaraz po wyborach Konfederacja będzie znowu miała bęcki od wszystkich. Ale taki to już ichni los. Są do tego przygotowani. Mają, krótki, okres laby. Przez ostatni tydzień kampanii będzie można sobie siedzieć, oglądać i słuchać. Ja jak obiecałem – kupię sobie piwo i czipsy. I siądę na kanapie i sobie popatrzę. W końcu kandydat na prezydenta wypłacił mi po 80 dniach kasę, to się zabawię. Może nie na jego koszt, ale na pewno jego kosztem.
Wszystkie wpisy na blogu „Dziennik zarazy”.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.