Sławomir Sierakowski, redaktor naczelny „Krytyki Politycznej”, krytykując niedawno w TOK FM zapowiedzi o powołaniu przez rząd Narodowego Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego, wypalił: – W mojej organizacji 90 proc. dotacji pochodzi z zagranicy. To nam zapewnia niezależność w Polsce i bardzo dobrze, bo Kaczyński może nam skoczyć. W prawicowym Internecie zawrzało. „Sierakowski niechcący ujawnia, kto finansuje polską lewicę” – krzyczały nagłówki portali. Być może zainteresowanie wynikło z faktu, że po raz pierwszy ta informacja trafiła do szerszego grona odbiorców. Bo przecież szef Krytyki nigdy nie ukrywał, kto finansuje działalność kierowanej przez niego organizacji (...)
Po kompromitacji SLD związanej z aferą Rywina to Sierakowski stał się nowym lewicowym głosem. Szybko zaczął brylować w mediach, komentować bieżące wydarzenia polityczne. I chociaż środowisko KP było raczej antyeseldowskie, to tuzy tej partii wiązały z Sierakowskim duże nadzieje. Zwłaszcza po tym, jak w 2003 r. zainicjował napisanie listu otwartego, którego sygnatariusze sprzeciwiali się wskazywaniu w europejskiej konstytucji na chrześcijańskie korzenie Europy. Plotkowano, że to on napisze nowy program SLD. Były prezydent Aleksander Kwaśniewski opowiadał, że czeka na lewicę XXI w., której liderem powinien
być Sierakowski. Chociaż mówiono o nim, że zostanie drugim Michnikiem, to część SLD-owców liczyła jednak, że będzie dla lewicy nowym Kwaśniewskim. Liderem politycznym ostatecznie nie został.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.