Ekspert o obostrzeniach: Grozi nam katastrofa, ale jest sposób, by jej uniknąć

Ekspert o obostrzeniach: Grozi nam katastrofa, ale jest sposób, by jej uniknąć

Dodano: 
Andrzej Sadowski
Andrzej Sadowski Źródło: PAP / Leszek Szymański
Tak mocne ograniczenia związane z pandemią i tak silne uderzenie w gospodarkę może prowadzić do stacjacji, czyli połączenie inflacji ze stagnacją. Katastrofy można uniknąć, ale rząd musi wprowadzić stan wyższej przedsiębiorczości – mówi portalowi DoRzeczy.pl dr Andrzej Sadowski, prezydent Centrum im. Adama Smitha.

Rząd wprowadza kwarantannę narodową. Mówi, że te restrykcje są konieczne z punktu widzenia zagrożenia koronawirusem. Czy rzeczywiście tak jest, czy też jest to bezsensowny cios zadany polskim przedsiębiorcom?

Dr Andrzej Sadowski: Przede wszystkim, aby ocenić jakiekolwiek działanie konieczny jest bilans kosztów i korzyści z tego działania płynącego. Należy oszacować koszty wprowadzonych restrykcji, jak również koszty ich niewprowadzenia. Bardzo niepokojącym sygnałem są doniesienia o wpływie obostrzeń na śmiertelność osób chorych na inne schorzenia niż wirus. Stąd jeżeli jest jakaś decyzja podejmowana, to trzeba przeprowadzić analizę. Takiej dogłębnej analizy brakuje.

Nie wchodząc w dyskusję na temat samej zasadności restrykcji, bez wątpienia sytuacja polskich przedsiębiorców staje się coraz trudniejsza, a kolejnych tarcz może nie być. Zresztą i tak pokryłyby tylko część potrzeb. Czy rząd ma jakąkolwiek możliwość uniknięcia ekonomicznej katastrofy?

Rząd może ogłosić coś, co nazwałem „stanem wyższej przedsiębiorczości”. Byłby to program składający się z trzech punktów – pierwszy: gwarantuje się niepogarszanie przepisów prawa i niepodwyższanie podatków przez dziesięć lat. Punkt drugi: wszystkie przepisy, które wymagają interpretacji, przestają obowiązywać ze skutkiem natychmiastowym. No nie może być tak, że pewne przepisy wynikają z ustawy i jeszcze trzeba je dodatkowo interpretować. To wyrzuciłoby do kosza większość niejasnych przepisów do kosza. Trzeci punkt: rząd dostosowuje swoje wydatki do wpływów. Nie może być tak, że niezależnie od stanu gospodarki aparat rządowy wydaje pieniądze, których nie ma.

Dlaczego miałoby nowe prawo obowiązywać przez dziesięć lat?

Dlatego, że problemem nie tylko ostatniego półrocza jest to, że są w Polsce skomplikowane i sprzeczne przepisy, a także tak, że nawet w trakcie realizacji jednego przedsięwzięcia, przepisy mogą się zmienić kilkakrotnie. Dziesięć lat to nie jest abstrakcja. W końcu lat 80. Irlandia wydała ustawę, która gwarantowała niepogarszanie prawa dla tych, którzy zainwestują w Irlandii na okres 25 lat. Moja propozycja jest znacznie skromniejsza, ale już dziesięć lat gwarantowałoby, że w tym czasie przepisy mogą być tylko dla przedsiębiorcy lepsze. To byłaby rewolucja zbliżona do ustawy Wilczka, której trzydziestolecie będziemy niebawem obchodzić. Bez takiego stanu wyższej przedsiębiorczości, bez skupienia się na uruchomieniu wszelkich aktywności, zwłaszcza inwestycyjnych, nie będzie lepiej. Czeka nas, co dziś jest jeszcze nie do wyobrażenia, stacjacja.

Czyli?

Inflacja, zdaniem niektórych ekonomistów czasem pobudza rozwój i gospodarkę. Jednak jeśli nie zostaną wprowadzone te elementy, to zmieni się w stacjację, czyli połączenie inflacji ze stagnacją. Tak będzie, jeśli nastąpi zapowiadane przez premiera uderzenie w gospodarkę bez wprowadzenia osłony w postaci stanu wyższej przedsiębiorczości, czyli po pierwsze gwarancji niepogarszania prawa, po drugie likwidacji zbędnych i szkodliwych przepisów, po trzecie ograniczenia rządowych wydatków. Tylko w ten sposób można uniknąć katastrofy.

Czytaj też:
Badanie: COVID-19 może być chorobą przewlekłą
Czytaj też:
Prof. Kucharczyk: Pandemia zamiast nawróceń przyniosła erupcję chrystofobii

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także