Pandemia powiadzasz…?

Pandemia powiadzasz…?

Dodano: 
Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjne Źródło:PAP/EPA / MARIO CRUZ
Dziennik Zarazy | Wpis nr 352 || Robert, który pracuje na froncie w szpitalu mówi, że chorzy starsi gasną jak świece. Jak któryś na coś choruje i dostanie kowida to już zazwyczaj jest zjazd do zajezdni. Mówi, że szpital przegrywa powoli, ale to się ciągnie falami, które przychodzą i odchodzą.

Nie mniej dla niego jest korelacja, której przed kowiedm nie było, a na pewno grypa tak nie dziesiątkowała staruszków. Jak mu pokazywałem statystyki, że globalnie i po polsku nic się nie dzieje – kiwał głową i mówi, że może i tak na big data to wygląda, ale nie u niego w szpitalu. W ogóle jak się spotykam z lekarzami z pierwszej linii to trzeba uważać, bo nie można kwestionować z wyżyn statystycznych ich doświadczeń.

Ale skoro statystyki sobie, zaś doświadczenie sobie to trzeba znaleźć przyczynę tego rozjazdu. Wydaje mi się, że to syndrom wojenny. To tak jakby ktoś relacjonował wojnę z okopów – widziałby tylko bombardowania, tysiące ofiar i nie miałby świadomości, że statystycznie i ogólnie to „na zachodzie bez zmian”. Z drugiej strony ci co się obijają w labie na tyłach nigdy nie zrozumieją perspektywy tych z frontu i tak można bez końca.

Ostatnio w sieci krąży skan pisma-odpowiedzi Ministerstwa Zdrowia co do liczby „czystych” śmierci kowidowych, co stało się przyczynkiem do powrotu dyskusji na temat rzeczywistych statystyk pandemicznych. Ja już w marcu stwierdziłem, że nie będzie na co się powoływać w danych liczbowych. Na kwestię liczby zakażeń spuszczam litościwie zasłonę milczenia, bo nawet WHO zaczęła kwestionować miarodajność testów PCR. To samo dzieje się ze zgonami. Od początku podstawową liczbą dziennych zgonów jest suma śmierci Z kowidem i NA kowida. I tak to media nas alarmują codziennie co do śmiertelnych wzrostów, choć najczęściej nie ma korelacji pomiędzy ilością zakażeń i zgonów, bo te – w najlepszym przypadku – mijają się o 3-4 tygodnie. Po prostu, żeby umrzeć na koronawirusa to trzeba się zakazić, pochorować z 3-4 tygodnie, by ewentualnie zejść.

Najgorsze jest podawanie sumy Z i NA jako całości. Powtórzmy jeszcze raz. Kiedyś jak rakowiec leżał termalnie w szpitalu i się zakaził grypą, i zmarł to jako przycznę zgonu podawano raka. Dziś podaje się kowida, choć to wcale nie takie jednoznaczne. Pomijam już coraz częstsze udokumentowane „dopisywanie” kowida ludziom z chorobami współistniejącymi, którzy tego kowida wcale nie mieli. Tak już jest w statystykach i już.

Teraz, jak wspominałem, policzono „czyste: przypadki w całym 2020 roku. I wyszło, że zmarło około 5.102 osoby, które nie miały żadnych innych chorób współistniejących, co tylko w tym przypadku oznacza, że prawdopodobnie żyłyby, gdyby nie spotkały na swej drodze wirusa. Co do tych Z kowidem pewności takiej wcale nie ma. A to duża różnica w „pandemiczności:” tego co się dzieje. Zaglądnijmy do „Dziennika zarazy”. Suma zakażeń na koniec roku to 1.294.878, zaś zagonów Z i Na kowid – 28.554, co daje i tak niskie 2% śmiertelności. A jak się uwzględni „czyste” śmierci na kowida, to mamy 1.294.878 do 5.100, czyli 0,4% śmiertelności. 2% śmiertelności, jak pisałem, dość naciąganej to i tak niewiele, ale 4 promile, to tyle co wielu Polaków ma alkoholu w krwi w weekendową noc, zaś pandemiczność tych wyników to jakiś żart.

W dodatku sama pandemia to jakieś językowe nadużycie. Dla wielu ludzi to walające się trupy po ulicach, i to cały czas jest w mentalu, że jak popuścimy to tak będzie. Nigdzie na świecie tak nie ma. Po prostu WHO zmieniła jej definicję i 6 maja 2009 roku stwierdziła, że „Pandemia jest ogólnoświatową epidemią. Pandemia grypy może mieć miejsce wtedy, gdy pojawia się nowy wirus grypy, na którego ludzie nie są uodpornieni (…) Pandemia może być łagodna lub poważna, jeżeli chodzi o zachorowania i zgony. Nasilenie pandemii może zmieniać się w trakcie jej trwania”. Czyli wedle WHO zapalenie się papierka w popielniczce to może już być pożar, zaś jak ludowi krzyknie się „pożar – pali się!” to wszyscy będą oczyma wyobraźni widzieli języki płomieni sięgające nieboskłonu. A więc mamy mocno rozszerzoną definicję, która pozwala ogłosić pandemię, zaś lud to rozumie jak rozumie, czyli po panikarsku.

Zobaczmy na skompilowany ostatnio wykres zgonów w Polsce w 2020 roku. To niebieskie to czyste zgony kowidowe, wiem, wiem – ciężko zauważyć. Za to można zobaczyć kopa do góry zgonów niekowidowych w październiku i ustabilizowanie się ich na podwyższonym w stosunku do innych lat poziomie. Czyli jak przypuszczałem – kowid zabierze więcej ofiar z powodu tego jak na niego zareagowaliśmy niż z powodu swej zjadliwości.

Ja wiem, że zaraz znowu rzucą się na mnie medycy, że jestem foliarzem, który kwestionuje dla nich rzeczy oczywiste. Ale to zrozumiałe – perspektywa lekarza, który trzyma za rękę umierającego kowidowca jest inna niż chłodna statystyka. Ale – panowie i panie – popatrzcie na ten wykres i powiedzcie, gdzie tu jest pandemia? Jeśli już, to raczej pandemia zapaści służby zdrowia. Jak jakiemuś lekarzowi to wypomnę wtedy każdy chowa się do dziury – myśmy o tym cały czas mówili, ale to oni – decydenci. Tak? Mówiliście? Żeby nie zamykać, nie ujednoimienniać szpitali, wrócić do porad medycznych na żywo? Nie słyszałem.

W dodatku jak się popatrzy na tę strukturę zgonów to nawet Z kowidem są to głównie ludzie starsi, których można przecież otoczyć specjalną opieką i leczyć (a nie zaniechać leczenia) na ich DOTYCHCZASOWE, GŁÓWNE choroby, zaś izolować od koronawirusa. A tak lecimy po (wszystkich) łebkach. Zamykamy cały kraj, młodzież, która przechodzi koronę w tempie marszowym, zazwyczaj tego nie zauważając i zdrowych dorosłych, którym zamyka się firmy – dorobek ich całego życia, żeby odbębnić rytuał lockdownu, który jak widać, pełzając od marca, przyniósł nam… druga i trzecią falę.

Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.

Czytaj też:
Stolica Norwegii zamknięta. "To się stało szybciej niż sądziliśmy"
Czytaj też:
Nuncjusz apostolski zarażony COVID-19 tuż przed pielgrzymką papieża

Źródło: dziennikzarazy.pl
Czytaj także