Na początku myślałem, że to ponury żart. Głupia i podła prowokacja, jakich tyle niestety zaśmieca Internet. Stały się one chlebem powszednim polskiej debaty. A jednak nie. To stało się naprawdę. Ksiądz doktor Ireneusz Bochyński, rektor Kościoła Akademickiego Panien Dominikanek w Piotrkowie Trybunalskim naprawdę opowiadał o tym, że małe dzieci pchają się dorosłym do łóżka, bo szukają zaspokojenia. Ba, ksiądz doktor twierdził, że ”zna takie przypadki”. "Mamy dzieci 10-letnie, trochę starsze, i znam przypadki, gdzie ich życie intymne potrzebowało wcześniejszego zaspokojenia. Same dzieci "wchodziły" do łóżek dorosłych, chcąc być spełnionym. I to był wybór dziecka". Wybór dziecka? Wybór 10-letniego dziecka, żeby się zaspokoić seksualnie z dorosłym? Przykro mi to powiedzieć, ale mówiąc takie rzeczy, ksiądz Bochyński przekroczył wszelkie granice.
Szkoda, że nie padło pytanie, co to znaczy, że zna takie przypadki? Czy o nich słyszał? Czy zna osobiście ludzi, którzy uprawiali seks z dziećmi? Co to znaczy, że zna dziesięcioletnie dzieci i dorosłych, którzy z nimi współżyli? Co ksiądz z tą swoją wiedzą zrobił? Bo chyba zaspokajanie seksualne 10-latków to rzecz w Polsce karalna? Schował ją dla siebie? Czy ksiądz wie jak myśli i jak się zachowuje 10-letnie dziecko? Jak ono w y b i e r a? Wyobrażacie sobie państwo – a mówię to przecież do Czytelników, z których wielu ma dzieci – że ktoś o zdrowych zmysłach może opowiadać o „dorosłej świadomości” seksualnej 10-letnich chłopców i dziewczynek? A to mówi nauczyciel akademicki, wychowawca. Mówi to i wie, że zostanie usłyszany przez ogół. Są opinie, z którymi można dyskutować. W tym wszakże wypadku ksiądz powinien się cieszyć, że nie trafił na rodzica takiego właśnie 10-letniego dziecka. Mam nadzieję, tak, nadzieję, że odpowiedź nie skończyłaby się na słowach.
Ale to nie wszystko, co można powiedzieć o tej historii. To, że ksiądz Bochyński pozwolił sobie na publiczne wypowiedzi zachęcające do pedofilii świadczy o co najmniej dwóch rzeczach. O swoistym poczuciu bezkarności i o całkowitej niezdolności do oceny znaczenia własnych słów. Najbardziej tragiczne jest to, że jak można sądzić, ksiądz Bochyński się nie mylił. Przez kilkanaście godzin jedyną reakcją było oświadczenie kurii, w którym przeczytałem: „ksiądz Bochyński udzielił wywiadu bez zgody swoich przełożonych, czym złamał normy Konferencji Episkopatu Polski dotyczące występowania duchownych i osób zakonnych oraz przekazywania nauki chrześcijańskiej w audycjach radiowych i telewizyjnych”. Tylko tyle. Żadnego potępienia. Żadnego natychmiastowego zawieszenia i przeproszenia. Złamał normy komunikacyjne – toż to paradne. Tak jakby to było najważniejsze. Jakby krzycząca do Boga niesprawiedliwość była tylko drobiazgiem w porównaniu z naruszeniem reguł. Jakby nikt nie czytał o tym, że ”kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą we Mnie, temu byłoby lepiej kamień młyński zawiesić u szyi i utopić go w głębi morza”.
W Polsce jest ponad 100 biskupów. Przez kilkadziesiąt godzin żaden z nich nie zauważył, że ksiądz Bochyński opowiadając publicznie – a jakże, jego wypowiedź znalazła się od razu na wszystkich dużych portalach - o „dorosłej świadomości” małych dzieci, które można wykorzystywać seksualnie, zasłużył właśnie, przynajmniej symbolicznie, na kamień młyński u szyi. A przynajmniej na natychmiastowe potępienie. To milczenie mówi samo za siebie i jest, przykro mi to powiedzieć, najlepszym znakiem niezrozumienia sytuacji.
Cała sprawa pokazuje też, obawiam się, coś więcej. Wiele razy słyszałem argument, że przypadków pedofilii wśród księży jest statystycznie mniej niż w innych grupach zawodowych. Dlaczego tyle uwagi poświęca się potępieniu przypadków pedofilii wśród kleru – słyszałem głosy rozżalonych - a toleruje się podobne zachowania znanych gwiazd i artystów, jak chociażby Romana Polańskiego. To złe i niemądre argumenty, które, nie mam wątpliwości, uśpiły Kościół. Od Romana Polańskiego nikt nie oczekiwał, że będzie wzorcem moralności i głosem Chrystusa na ziemi. Ani od licznej plejady, gwiazd i gwiazdeczek. Tak samo nie wydaje mi się czymś szczęśliwym łączenie kwestii pedofilii z powszechną seksualizacją kultury, z jej erotyzacją, pornografią, zmianą obyczajowości, upadkiem życia rodzinnego itd., itp., jak robią to niekiedy w swoich wypowiedziach niektórzy hierarchowie. To mogą być oczywiście, ogólne przyczyny społeczne zachowań pedofilskich; ale mówienie jednym tchem o nich i o konkretnych przypadkach gwałtu na dzieciach robi wrażenie szukania usprawiedliwienia.
Sprawa księdza Bochyńskiego byłą doskonałą okazją, żeby pokazać, jak niesprawiedliwe są ataki wrogów Kościoła, którzy przypisują mu tolerancję dla zła i brak wrażliwości dla ofiar. Wystarczyło właściwie zareagować. Byłaby to odpowiedź stokroć lepsza niż listy protestacyjne dziennikarzy broniących Kościoła i oskarżanie mediów. Niestety, tak się nie stało.
Po tym, jak w mediach ruszyła fala krytyki, a sprawą zainteresowała się prokuratura, ks. Bochyński opublikował na stronie archidiecezji łódzkiej przeprosiny.
http://archidiecezja.lodz.pl/new/?news_id=c8c703cf339e6745f8674d55213491f0
Ksiądz dr Ireneusz Bochyński przeprasza za swoje słowa o pedofilii