Według Lisickiego, żadne państwo, poza Polską, nie rozważa zmiany na stanowisku szefa Rady Europejskiej, zaś Unia Europejska ma obecnie większe problemy, jak choćby kwestia polityki migracyjnej, relacji z Turcją, czy nową administracją Stanów Zjednoczonych. – Gdyby istotny gracz unijny chciał wprowadzić kandydaturę na szefa Rady Europejskiej, to musiałby ja przedstawić opinii publicznej, musiałaby być koalicja państw, które by ją wspierały. Tusk korzystając z posuchy, wystosował list do 27 przywódców UE, gdzie zabrał głos na temat polityki zagranicznej. To taka próba wykorzystania sytuacji, gdzie nic się nie dzieje. Zajął trochę pustą ziemię – ocenił.
Redaktor naczelny "Do Rzeczy" stwierdził, że zarzuty, jakie stawiane są obecnie Donaldowi Tuskowi można podzielić na dwie kategorie. – W stosunku do polskich władz pozwalał sobie na zbyt dużo. Będąc szefem Rady Europejskiej powinien bardziej dbać o swoją neutralność i dystans do polityki wewnętrznej Polski. Ktoś mógłby powiedzieć, że to dużo trudniejsze, ponieważ trudno, żeby z dnia nad dzień pozostał neutralny. Tusk włożył jednak za mało wysiłku, aby pokazać, że jest neutralny. Ten zarzut wydaje się uzasadniony – powiedział.
Jednocześnie Lisicki stwierdził, że zarzut, jakoby Tusk niewiele zrobił dla Polski jest nietrafiony. Według niego, tego typu zarzuty o wiele łatwiej się stawia, niż się je argumentuje. – Realne kompetencje szefa RE są ograniczone. Od kogoś, kto zajmuje to stanowisko, wymaga się, żeby nie był stronniczy – przypomniał.
Czytaj też:
Kaczyński o Tusku: Ktoś taki nie może być przewodniczącym Rady Europejskiej