Po ćwierci wieku, gdy ci, którzy zachłysnęli się wszystkim, co prywatne, brali górę – raz mniej, innym razem bardziej – nad tymi, którzy z mniejszym lub większym trudem znosili dyktat prywatnego, wkraczamy w czasy, gdy zwolennicy prywatnego i jego przeciwnicy zamieniają się miejscami. Górę biorą ci, dla których prywatne jest z gruntu gorsze, mniej efektywne, społecznie niesprawiedliwe i – rzecz jasna – mocno podejrzane.
Zamiana miejsc ruszyła na dobre za rządów rzekomego liberała, a faktycznie zakochanego we władzy etatysty Donalda Tuska, który doprowadził do zawłaszczenia połowy oszczędności przyszłych emerytów z ich kont w OFE, wskutek czego ok. 150 mld zł przekazano ZUS, czyli znacjonalizowano. Do dziś nie ma pewności, jaki los spotka pozostałą połowę prywatnych oszczędności przyszłych emerytów, ale wiele wskazuje na to, że aż 25 proc. (ok. 35 mld zł) trafi z OFE do Funduszu Rezerwy Demograficznej, czyli także zostanie upaństwowione, a 75 proc. (ok. 107 mld zł) znajdzie się na „już naprawdę na zawsze” prywatnych indywidualnych kontach emerytalnych przyszłych emerytów. Jednak czy tak się stanie? Czy rząd Beaty Szydło – lub inny – na pewno pohamuje swój apetyt na zawłaszczanie i upaństwowienie także tych prywatnych oszczędności?
To jednak nie wszystko. Przyspiesza bowiem także odwrót od prywatnego w służbie zdrowia. Najpierw, po zaledwie sześciu latach istnienia konkurujących ze sobą o pieniądze pacjentów i zabiegających w ich imieniu o jak najlepsze warunki leczenia publicznych kas chorych, etatysta Leszek Miller – zamiast doprowadzić do powstania prywatnych kas chorych – zlikwidował nawet te publiczne, tworząc w ich miejsce niewydolny państwowy moloch – Narodowy Fundusz Zdrowia. A teraz system ten ma zostać zastąpiony już w pełni państwowym: służba zdrowia – tak jak w PRL – będzie finansowana wprost z kasy państwa, przez Ministerstwo Zdrowia. Na domiar złego rząd chce doprowadzić do powstania sieci szpitali w taki sposób, że aż ponad 90 proc. publicznych pieniędzy na ochronę zdrowia wędrować będzie do kas placówek z owej sieci, głównie państwowych. I już dziś można być pewnym, że fatalnie odbije się to na zdrowiu nas wszystkich.
W porównaniu z trwającym upaństwawianiem systemów ochrony zdrowia i emerytalnego przynajmniej na razie mniejsze znaczenie ma zwrot w stronę wyłącznie państwowych firm jako wehikułów w procesie potrzebnej repolonizacji gospodarki. Odkupienie zagranicznego, ale jednak prywatnego banku Pekao SA przez polskiego, a przy tym państwowego giganta – PZU – to jeden z przykładów tego procesu. Innym jest uporczywe trzymanie się przez rządy państwowej własności kopalń węgla kamiennego, która – jak wszystko, co państwowe, a nieprywatne – kosztuje podatników krocie.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.