O pożytku z prowokacji
  • Marcin WolskiAutor:Marcin Wolski

O pożytku z prowokacji

Dodano: 
Blokada na trasie z Lwowa do Rawy Ruskiej
Blokada na trasie z Lwowa do Rawy Ruskiej Źródło:Twitter
Wydawać by się mogło, że większość prowokacji jest tak czytelna, iż zasługuje jedynie na śmiech. Jeśli np. grupa rosyjskojęzycznych Ukraińców udaje Polaków i blokuje drogę pod napisanymi polszczyzną transparentami, biorąc za to ok. 30 zł od łba – o czym tu gadać? Wiadomo, czemu to służy, podobnie jak malowane (przez nieznanych sprawców) obelżywe napisy na cmentarzach i niszczone pomniki.

Resentymenty polsko-ukraińskie są faktem, ale ich rozniecanie z pewnością nie służy dwóm stronom – ani Ukrainie, dramatycznie walczącej o całość i suwerenność, ani Polsce zabiegającej o zgodę na obszarze Międzymorza. Sprzyja natomiast trzeciemu graczowi, czyli Rosji, dla której trwałe przymierze Warszawy i Kijowa to najgorszy możliwy koszmar.

Teoretycznie wszyscy znamy podobne mechanizmy. A jednak prowokacja jest wciąż stosowana. Dlaczego? Ano dlatego, że w sytuacji napięcia jeden strzał (dodajmy nieprzypadkowy) uruchomić może lawinę faktów. Akcja staje się powodem reakcji, reakcja uruchamia kolejną akcję. Zdemaskowanie organizatorów blokady drogi rozbraja minę, podobnie jak protest społeczeństwa przeciw profanacji pomnika i pomoc w odbudowie. Jednak co jakiś czas prowokowanym nie wystarcza wyobraźni ani zimnej krwi.

Wyobraźmy sobie, że komuś puszczają nerwy i ukraińska policja zaczyna pałować blokujących drogę „Polaków”. Russia Today puszcza obrazki w świat… A przecież nawet u nas nie brak szlachetnych głupców czy zaślepionych poczciwców, którzy na hasło: „Banderowcy nas biją!” gotowi są na wiele, toteż społeczna reakcja na pałowanie może być autentyczna (choć pewnie nie bez udziału agentury).

Chociaż – jak napisałem – prowokacja jest stara jak dzieje ludzkości, to skuteczna walka z nią przewiduje tylko jeden rodzaj zachowania – stalowe nerwy i cierpliwość. Wiemy, że skłonność Ukraińców do uczciwego badania swej historii jest niewielka, że Litwini histerycznie reagują na wspomnienie unii jagiellońskiej, że Czesi nie darowali nam Zaolzia ani zaboru Kotliny Kłodzkiej, ale żyjemy obok siebie jak rodzina i musimy się dogadywać, a nie zabijać. Trzeba rozmawiać, stanowczo stawiać obronę własnych interesów, ale nade wszystko budować tkankę porozumienia, nawet za cenę ustępstw. Nawet ryzykując, że zostaniemy oszczekani lub opluci.

Pamiętajmy: agresywniejszymi przeważnie są ci słabsi, bardziej zakompleksieni. Silni mają na oku przede wszystkim przyszłość i nie dają jej zniszczyć w imię jakiejś doraźnej satysfakcji. Nic tak nie zabija prowokatorów jak milczenie.

Artykuł został opublikowany w 15/2017 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także