Jak się okazuje, największy sojusznik UE, największy orędownik unijnej jedności i solidarności, w tym solidarności energetycznej i wojskowej, nie tylko nie należy do UE, lecz także nawet nie leży w Europie.
Albowiem to nie z Brukseli (czy Berlina lub Paryża), ale z Waszyngtonu płyną od miesięcy nie tylko dobre rady, lecz także realne wsparcie dla utrzymania w Europie jedności, a co za tym idzie – pokoju. USA niejeden raz ratowały Europę przed nią samą – obie wojny światowe są tego koronnym dowodem. Tym razem Ameryka postanowiła być mądra przed szkodą. Czyli zamiast być zmuszoną do wysyłania „swoich chłopców” do już ogarniętej wojenną pożogą Europy, stara się nie dopuścić do wybuchu (a może raczej rozlania się – z Ukrainy) czegoś gorętszego, groźniejszego niż zimna wojna. I dlatego to właśnie prezydent Trump oraz inni amerykańscy politycy zaczęli mocno naciskać na sojuszników z NATO, w tym z jego europejskiej części, by wreszcie zaczęli inwestować w obronę swych państw kwoty proporcjonalne do narastających zagrożeń.
A teraz dodatkowo starają się ustrzec Europę przed następstwami współczesnego odpowiednika paktu Ribbentrop-Mołotow (według celnych słów Radosława Sikorskiego sprzed lat), czyli niemiecko-rosyjskiej zmowy dotyczącej budowy wymierzonego w bezpieczną przyszłość Europy gazociągu Nord Stream. Pierwsza jego część, niestety, już działa, ale dopiero uruchomienie drugiej pozwoliłoby dostarczać z Rosji do zachodniej Europy już cały gaz z ominięciem Polski. A to doprowadziłoby do naprawdę trwałego podziału Europy: na część bez skrupułów – jak uczy historia, także najnowsza – szantażowaną bronią gazową przez Kreml (w której znalazłaby się m.in. Polska) i część położoną na zachód od nas, pod wodzą Niemiec – w szantażowaniu nas biorącą czynny udział. Zwłaszcza po przekazaniu Rosjanom przez Berlin kontroli nad swym gazociągiem OPAL, którym można byłoby tłoczyć gaz z Nord Stream 1 i 2 do całej Europy.
Waszyngton stara się przeciwdziałać temu fatalnemu scenariuszowi. Kongres USA przyjął – i to niemal jednomyślnie – ustawę o nałożeniu przez Stany Zjednoczone sankcji nie tylko na rosyjskie, lecz także na niemieckie, francuskie, holenderskie, austriackie i brytyjskie firmy, które wezmą udział w tym zgubnym dla przyszłości UE procederze. Dlatego każdy, kto dobrze życzy Europie – a zatem na pewno wszyscy Niemcy, tak ochoczo obstający za silną, zjednoczoną Unią Europejską – powinien trzymać kciuki za to, aby projekt Nord Stream 2 na zawsze pozostał wyłącznie na papierze.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.