MACIEJ PIECZYŃSKI: Nowoczesna protestuje przeciwko zakazowi handlu w niedziele. Myśli pan, że akcja pod hasłem: „Kupuję, kiedy chcę!” uratuje notowania partii Petru w wielkomiejskim elektoracie?
JANUSZ ŚNIADEK: Nie ma cienia wątpliwości, że akcja pana Petru to rozpaczliwa próba ratowania topniejącego poparcia. Argumenty, którymi w tej sprawie posługuje się szef Nowoczesnej, są dla mnie równie nieprawdziwe i śmieszne jak te, które kilka miesięcy temu z marsową miną wygadywał na temat tegorocznego budżetu. Dzisiaj wyniki gospodarcze są tak dobre, że Petru, który wówczas prognozował katastrofę, powinien zjeść swój dyplom i zapaść się pod ziemię ze wstydu. Teraz będzie podobnie. Kiedy ograniczenia handlu w niedziele wejdą w życie i okaże się, że nie spowodowały ani trzęsienia ziemi, ani zaćmienia słońca, „proroka” Petru czeka kolejna kompromitacja. Tym zaś przeciwnikom planowanych zmian, którzy twierdzą, że uderzą one w wolność konsumenta, odpowiedziałbym tak: wolność każdego z nas kończy się tam, gdzie zaczyna się zniewolenie drugiego człowieka.
Dziwnie słyszeć tę liberalną zasadę w ustach związkowca.
Stawką tych zmian jest wolność blisko miliona osób zatrudnionych w handlu. Postulat wolnych niedziel paradoksalnie nawiązuje do sierpniowego postulatu wolnych sobót. To ironia losu i chichot historii, że dziś wciąż musimy walczyć o zmiany w duchu ideałów Sierpnia 1980 r.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.