Rząd Donalda Tuska liczy już 110 ministrów i wiceministrów. To więcej niż 107 w rządzie Mateusza Morawieckiego, któremu zarzucano nadmierne rozdmuchanie resortów – podał "Super Express".
Według przedwyborczych zapowiedzi, liczebność członków rządu miała się zmniejszyć. O to, dlaczego jest odwrotnie, pytany był w TVN24 Paweł Kowal, poseł Koalicji Obywatelskiej, szef komisji spraw zagranicznych, który ma zostać rządowym pełnomocnikiem do spraw odbudowy Ukrainy.
Kowal tłumaczy rekordową liczbę ministrów w rządzie Tuska
– Jeżeli jest trochę więcej, to pewnie z czasem będzie trochę mniej. Rząd jest koalicyjny, więc siłą rzeczy tych powołań na stanowiska ministrów, czyli te najwyższe szczeble, w tym momencie jest dużo. To łączy się z reformą administracji także na niższym szczeblu – przekonywał polityk.
Jak dodał, "jest taki okres przejściowy w administracji". – Nie ma co być w gorącej wodzie kąpanym. Za kilka miesięcy to się ustabilizuje – stwierdził.
Pełnomocnik do spraw odbudowy Ukrainy. Czym się zajmie?
Pytany o stanowisko pełnomocnika do spraw odbudowy Ukrainy, które ma objąć, Kowal tłumaczył, że Polska potrzebuje skutecznej polityki wobec Kijowa. Jak argumentował, obecnie prawie w każdym ministerstwie są sprawy dotyczące Ukrainy.
– Moją rolą będzie, żeby to koordynować, na ile się da koordynować, a trzeba pomyśleć, jak to robić skutecznie. Dlatego że dzisiaj strategiczną sprawą jest, żeby nie stracić historycznego momentu. To jest moja rola – oświadczył.
"W skali 10 lat Rosja przegra"
Według niego "Ukraina, a zatem także Zachód, bo to nie jest po prostu wojna Ukrainy, jest w punkcie zwrotnym". Dodał, że poza amunicją Ukrainie potrzebna jest też "dodatkowa broń, która pozwoliłaby skutecznie razić cele na terenie Rosji".
– Jestem pewien, że Rosja to wszystko w skali 10 lat przegra. Ale mnie interesuje także to, co będzie za rok, dwa, trzy, cztery, bo to może być kluczowe i krytyczne z punktu widzenia bezpieczeństwa Polski – podkreślił Kowal.
Pytany, czy w Kijowie rozważany jest scenariusz zawarcia pokoju na warunkach Rosji, polityk odpowiedział, że "ani w Kijowie, ani w Waszyngtonie, ani w żadnym poważnym miejscu na świecie". W jego przekonaniu to byłaby "tragedia".
– Jako polski polityk wiem, że to byłaby tragedia. Bo to by oznaczało, że mamy trzy, cztery, pięć lat na to, żeby dać sobie radę, bo Rosja pójdzie dalej – stwierdził poseł KO.
Czytaj też:
Generałowie NATO: Przygotujmy się na atak rakietowy Rosji na Europę