Zbigniew Ziobro udzielił pierwszego od miesięcy wywiadu. W czwartek wieczorem był gościem programu "Debata Dnia" na antenie Polsat News, gdzie szczerze opowiedział o walce z nowotworem. Odniósł się też do ostatnich działań służb w związku ze śledztwem dotyczącym Funduszu Sprawiedliwości, w ramach których przeszukano jego nieruchomości.
Zbigniew Ziobro po raz pierwszy od miesięcy wystąpił w mediach. "Chciałem ratować swoje życie"
Lider Suwerennej Polski przyznał, że "dotknęło go nieszczęście ciężkiej choroby". Odpowiadając na zarzuty niektórych polityków nowej ekipy rządzącej zapewnił, że nie szukał dla siebie żadnego usprawiedliwienia, ani tym bardziej politowania. – Starałem się znaleźć wyjście z tej sytuacji, bo chciałem ratować swoje życie – podkreślił.
– Rozpoznanie choroby to był zaawansowany nowotwór przełyku z przerzutami co najmniej na żołądek, ale z podejrzeniami, że mogło to pójść dalej. Choroba bardzo przyspieszyła. W ciągu miesiąca schudłem 10 kilogramów, pojawiły się bardzo mocne bóle w okolicy mostka za plecami i towarzyszył mi coraz większy problem z głosem, który od lat był dla mnie problemem, zwiastującym tę chorobę – wyznał Zbigniew Ziobro.
Ziobro: Dlatego podjąłem decyzję o operacji za granicą
Z relacji polityka wynika, że lekarze określali jego sytuację zdrowotną jako "bardzo poważną". Jak podkreślił, "nie dawali mu żadnej gwarancji".
Ziobro powiedział, że lekarze zaproponowali mu nie standardową formę terapii, która różni się od standardowego leczenie onkologicznego. – Podjęliśmy pewne ryzyko i ono przyniosło dobry efekt – dodał.
– To była długa, żmudna terapia w Polsce w szpitalu w Lublinie. Potem miała być operacja, która miała być przeprowadzona w Polsce, bo mamy bardzo dobrych specjalistów. Ale podczas pobytu w szpitalu dotarł do mnie ten cały hejt. Ponieważ nie chciałem żeby lekarze, którzy mnie leczyli byli zastraszani, dlatego podjąłem decyzję o operacji za granicą, by stworzyć komfort lekarzom i sobie – poinformował były minister.
"Jestem zmuszony zabrać głos"
Zbigniew Ziobro przyznał, że przez długi czas nie zabierał publicznie głosu na temat swojej choroby, jednak w obliczu całej sytuacji wokół jego osoby, musiał przerwać milczenie.
– Jestem zmuszony zabrać głos, zmusiła mnie do tego ta medialno-polityczna operacja niszczenia mojego wizerunku. Chciano mnie przedstawić jako człowieka niegodnego zaufania. Dlatego opublikowałem to zdjęcie ze szpitala, mogę pokazać nawet ranę, którą mam na plecach, żeby przeciąć te spekulacje, czy ja naprawdę jestem chory – powiedział. Jednocześnie insynuacje, że symuluje chorobę określił jako odrażające.
Polityk jasno oświadczył, że nigdy przed niczym nie uciekał ani się nie ukrywał. Zapewnił, że chce stanąć przed komisją śledczą ds. Pegasusa, bo będzie to dla niego okazja, aby pokazać prawdę, że podejmując różnego rodzaju działania kierował się interesem publicznym oraz dobrem i bezpieczeństwem obywateli. – Na każda komisję, na która zostanę wezwany na pewno się stawię – zadeklarował.
Ewa Błaszczyk na ławie oskarżonych? "Kompletny absurd"
W rozmowie nie mogło zabraknąć wątku Funduszu Sprawiedliwości. Lider Suwerennej Polski przesłał wyrazy wsparcia dla rodzin osób, które w związku z tą sprawą trafiły do aresztu na trzy miesiące. Jak podkreślił, "została im wyrządzona ogrona krzywa".
Przypominając, że początkiem całego zamieszania wokół Funduszu stał się raport NIK, w którym zakwestinowanie przyznawaniu grantów Fundacji Profeto i Fundacji Akogo, Ziobro stwierdził: "Jeśli prokuratura jest tak konsekwentna, to znaczy, że należy się spodziewać, że zaraz na ławie oskarżonych będą musieli posadzić panią Ewę Błaszczyk, co byłoby kompletnym absurdem".
twitterCzytaj też:
Zbigniew Ziobro podjął decyzję. Tej sprawy nie odpuściCzytaj też:
"To nie koniec, a początek". Cenckiewicz ostrzega po akcji w domu Ziobry