W niedzielę rano Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych poinformowało o poderwaniu polskich i sojuszniczych samolotów. "Uwaga, w związku ze zmasowanym atakiem Federacji Rosyjskiej wykonującej uderzenia z użyciem rakiet manewrujących, pocisków balistycznych i bezzałogowych statków powietrznych na obiekty znajdujące się między innymi na zachodzie Ukrainy, rozpoczęło się operowanie w naszej przestrzeni powietrznej polskich i sojuszniczych statków powietrznych" – podano w komunikacie. Ok. godz. 10 akcja została zakończona.
W nocy z soboty na niedzielę Rosja przeprowadziła jeden z największych ataków powietrznych na Ukrainę. Celem była przede wszystkich infrastruktura energetyczna, ale są ofiary śmiertelne i ranni. Wojska rosyjskie zaatakowały m.in. obwody wołyński i winnicki.
Tomczyk: Byliśmy w stałym kontakcie
Wiceszef MON Cezary Tomczyk pytany w Polsat News, jak blisko polskiej granicy znajdowały się rosyjskie cele, odparł, że w odległości "nawet kilkudziesięciu kilometrów". – Polska poderwała parę myśliwców. Taka para została poderwana też przez naszych amerykańskich sojuszników. Został też poderwany tankowiec, tak żeby w razie czego można było ten lot wydłużać – przekazał wiceminister.
– Wiemy, że strona rosyjska chce po prostu porazić infrastrukturę krytyczną Ukrainy przed zimą. Chce ich pozbawić dostaw prądu, ale też ciepła i to był cel ataków rosyjskich – zaznaczył. Tomczyk zwrócił uwagę, że mowa o prawie całym terytorium Ukrainy: – Mówimy też o nalocie na Kijów, w związku z tym zazwyczaj jest to około kilku godzin. Alarmy wyły w Kijowie przez wiele godziny, ludzie byli w schronach.
– Wiele z tych pocisków udało się powstrzymać, ale dziś mamy taką pełną informację, że Rosja właściwie użyła wszystkiego, co ma. Użyła zarówno rakiet balistycznych, hipersonicznych, jak i dronów – wyliczał. – Byliśmy w bieżącym kontakcie i z naszymi dowódcami, ale też ze stroną ukraińską – przekazał wiceszef MON.
Pytany, czy było jakiekolwiek ryzyko, że któryś z pocisków leciał w kierunku Polski, zaprzeczył. – Dzisiaj takiej sytuacji nie było. Natomiast byliśmy też na to przygotowani. Gen. Klisz [dowódca DORSZ Maciej] ma tutaj bardzo jasne przeświadczenie, i to jest też stanowisko rządu, że jeżeli zdarzyłoby się, że jakiś pocisk będzie leciał w kierunku Polski, zostanie on zestrzelony – podsumował Cezary Tomczyk.
Czytaj też:
Johnson krytykuje Scholza. "To stwarza ryzyko"Czytaj też:
Jak zakończy się wojna na Ukrainie? Ekspert: Te tereny nie mogą wpaść w ręce Rosji