To, że Donald Tusk wróci do Polskiej polityki, właściwie nie ulega wątpliwości. Pytanie jednak brzmi: "jak to zrobi". Scenariusz, ostatnimi czasy zyskujący na popularności, nazywa się wprost „listą europejską Tuska”. W przybliżeniu zakłada on skonstruowanie listy kandydatów do Parlamentu Europejskiego, która zbierałaby wszystkie wielkie (albo jak kto woli przegrane i sfrustrowane) nazwiska z szerokiego spektrum antypisu. Czy podobny plan jest w ogóle możliwy, zapytałem Jarosław Gowin, który uważa, że przygotowania w tym kierunku już trwają. - Rozmawiałem z dwoma posłami Platformy, i obydwaj potwierdzili, że są sondowani na okoliczność startu w wyborach do Europarlamentu z list firmowanych przez Donalda Tuska, ale raczej bez niego samego na liście. Tusk miałby być patronem tego środowiska, które stanowiłoby zaplecze przed startem w wyborach prezydenckich – odpowiada.
Gdy dopytuję, czy Kopacz i Komorowski to wiarygodne nazwiska, Jarosław Gowin bez chwili wahania odpowiada, że były prezydent i premier są brani pod uwagę, bo to ludzie całkowicie zmarginalizowani w Platformie przez Grzegorza Schetynę. – Oni mają jeszcze poczucie, że mogą coś zdziałać w poważnej polityce. Komorowski nie ukrywał zresztą swojej chęci do kandydowania, co zostało dosyć cierpko skomentowane przez polityków PO – dodaje szef Porozumienia, wicepremier i były minister w rządzie Donalda Tuska. Jak twierdzi europoseł, który chce zachować anonimowość, do tej listy należy jeszcze dopisać Bogdana Zdrojewskiego, byłego ministra kultury i dziedzictwa narodowego, który coraz mniej komfortowo czuje się we własnej partii.
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.