"Dotarłem do poufnych dokumentów". Poseł pokazał raport ws. wyborów w Rumunii

"Dotarłem do poufnych dokumentów". Poseł pokazał raport ws. wyborów w Rumunii

Dodano: 
Janusz Cieszyński
Janusz Cieszyński Źródło: PAP / Paweł Topolski
Ujawniam niejawne dokumenty ws. unieważnionych wyborów w Rumunii – ogłosił poseł PiS Janusz Cieszyński. Jakie wnioski płyną z raportu?

Przypomnijmy, że po tym jak pierwszą turę wyborów w Rumunii wygrał nie ten kandydat, co trzeba, Sąd Konstytucyjny, mimo braku udowodnionych fałszerstw, ostatecznie unieważnił wybory. Do drugiej tury nie dostał się kandydat establishmentu z partii socjaldemokratycznej premier Marcel Ciolacu. Najwyższy wynik uzyskał słabo rozpoznawalny prawicowy kandydat Calin Georgescu, który przeprowadził skuteczną kampanię w social mediach, szczególnie na TikToku. Wbrew sondażom, które dawały mu od 4 do 10 proc. poparcia,wygrał pierwszą turę wyborów prezydenckich w Rumuniiz wynikiem 23 proc. Drugie miejsce zajęła Elenie Lasconi – przewodnicząca centroprawicowego Związku Ocalenia Rumunii (USR).

Ogłoszono, że zwycięstwo Georgescu to efektu wpływu Rosji, która zadziałała poprzez platformę TikTok.

Poseł PiS, były minister cyfryzacji Janusz Cieszyński, pokazał odpowiedź TikToka na pytania Komisji Europejskiej ws. rumuńskich wyborów prezydenckich. "W ramach pracy poselskiej dotarłem do poufnych dokumentów zawierających odpowiedź Tik Toka na pytania Komisji Europejskiej w tej sprawie" – pisze Cieszyński.

twitter

Cieszyński: TikTok twierdzi, że brak dowodów na operację służb

Cieszyński podsumował wnioski płynące z korespondencji. "Odtajniony raport rumuńskich służb to w dużej mierze wyciąg ze slajdów, które rumuński odpowiednik Urzędu Komunikacji Elektronicznej otrzymał od Tik Toka. Tik Tok po wyborach zidentyfikował kanał na Telegramie obserwowany przez 3,8 tysiąca osób na którym opublikowano prawie 2000 materiałów kampanijnych Calina Georgescu do podawania dalej na Tik Toku, ale też na innych platformach (nie są one objęte śledztwem Komisji Europejskiej. Hasztag kampanijny Georgescu do którego używania zachęcano pojawił się na 1183 kontach (w Rumunii jest ok 10 mln użytkowników Tik Toka), z czego 157 zostało zarejestrowanych po utworzeniu kanału na Telegramie. 76 z tych kont zidentyfikowano jako utworzone jako stricte pro-Georgescu. W odpowiedzi na sygnał o tym, że użytkownicy są nakłaniani do postowania konkretnych emoji połączonych z nazwiskiem Georgescu znaleziono 83 takie konta, które łącznie zamieściły 2912 komentarzy. 25 z tych kont zidentyfikowano jako utworzone jako stricte pro-Georgescu" – czytamy.

Dalej wskazano, że "użytkownik z nickiem Bogpr (Tik Tok ustalił na podstawie danych z weryfikacji, że był to Bogdan Peschir – został on zatrzymany przez rumuńskie służby) przekazał łącznie 381 tysięcy dolarów 131 influencerom. Z tych kont: – 8 zamieniło zdjęcie profilowe na zdjęcie Georgescu; – 1 zamieniło zdjęcie profilowe na logo rumuńskiej partii AUR (Georgescu był kiedyś członkiem AUR, ale odszedł); – 25 zamieściło komentarze dotyczące Georgescu; 9 kont, które zmieniło zdjęcie profilowe, otrzymało w sumie 132 tysiące dolarów".

"Rumuńskie służby wskazywały, że kanał na telegramie zachęcał także do propagowania hasztagu #diaspora – ma to związek z faktem, że ponad 5 mln Rumunów mieszka poza granicami kraju, więc ich głos ma istotne znaczenie dla wyniku wyborów. Tik Tok w ramach własnej polityki usunął kilkaset filmików, które według polityki platformy stanowiły dezinformację. Chodzi o treści sugerujące, że w przypadku porażki Georgescu jego zwolennicy zaczną protestować oraz sugerujące fałszerstwa wyborcze. Przekazywanie środków odbywało się poprzez system nagród przekazywanych użytkownikom prowadzącym transmisje live. Nagrody można następnie wymienić na pieniądze. Przekazywanie w ten sposób pieniędzy może być uznane za niezgodne z rumuńskim prawem dotyczącym finansowania kampanii wyborczych. Limit wydatków komitetu wyborczego to w przeliczeniu na złotówki ponad 80 milionów złotych, co oznacza, że kwota o której mowa to ok. 1,5% dopuszczalnych wydatków kandydata" – wylicza Janusz Cieszyński.

Poseł PiS zaznacza, że "jedyna różnica pomiędzy wnioskami Tik Toka i rumuńskich służb jest taka, że zdaniem Tik Toka nie ma wystarczających dowodów na to, że mieliśmy do czynienia z tajną operacją wpływu".

"Aby nie wylać dziecka z kąpielą"

Dalej polityk podkreśla, że tak jak pokazuje niedawny raport Komisji Weneckiej, "nie ujawniono żadnych dowodów na to, że mieliśmy do czynienia z zagraniczną operacją wpływu". "Po drugie wygląda na to, że ktoś przy okazji chce upiec drugą pieczeń i wrobić w temat Tik Toka. Podobne działania (share'owanie treści pro-Georgescu) były prowadzone na Youtube, Facebooku i Instagramie, ale o ich udziale jakoś nie słychać. Po trzecie – doceniając działania MC w zakresie ochrony wyborów – musimy bardzo uważać, aby nie wylać dziecka z kąpielą. Wszystko bowiem wskazuje na to, że jeśli nawet wokół wyborów w Rumunii pojawiły się jakieś sieci kont, to nie były one duże i nie ma przedstawiono dotąd dowodów potwierdzających ich rosyjskiej korzenie" – apeluje były minister.

Czytaj też:
"Polskie wybory są mocno zagrożone". Wicepremier wskazuje na Rosję
Czytaj też:
"Narobi kłopotów". Stanowski: Chciałem zaznaczyć, że nie planuję samobójstwa
Czytaj też:
Wybory prezydenckie. Najnowszy sondaż

Czytaj także