Dziecko prawem dorosłego
  • Rafał A. ZiemkiewiczAutor:Rafał A. Ziemkiewicz

Dziecko prawem dorosłego

Dodano:   /  Zmieniono: 

Śledzę argumenty używane w dyskusji o obdarowaniu „par jednopłciowych” prawem do adopcji i wszystko rozumiem, tylko jednego zrozumieć nie mogę. Dlaczego ludzie, którym zapewne wydaje się, że są bardzo postępowi i hop do przodu, nie potrafią się zdobyć na pełniejszą transgresję oraz uwolnienie się od ograniczeń heteronormatywnego paradygmatu i starając się być nowoczesnymi, w istocie tkwią po uszy w patriarchalnych stereotypach?

Dlaczego, mianowicie, mówią uporczywie o prawie do adopcji dla par? Mniejsza, czy chodzi o pary „homo” czy „hetero”. Czyż twierdzenie, że dziecko potrzebuje dwojga rodziców, nie jest takim samym przesądem jak twierdzenie, że potrzebuje, aby każde z rodziców było odmiennej płci? A jeżeli nie jest, to dlaczego?

Każdy z argumentów za homoadopcją może być użyty jako argument za tym, by dzieci przyznawać także „singlom” albo, z drugiej strony, liczniejszym grupom, które „postanowiły żyć wspólnie”, więc według europejskiej definicji stanowią równie dobrą rodzinę jak każda inna.

Powiadacie, że czy chcemy tego, czy nie, pary homoseksualne wychowują wiele dzieci, bo na przykład jedna lub druga pani po rozwodzie „odkryła siebie” i wraz z dzieckiem, rutynowo przyznanym jej przez sąd, zamieszkała z przyjaciółką. I co? Czy skoro równie wiele, jeśli nie więcej, dzieci wychowywanych jest przez osoby samotne, to i takowym trzeba je przyznawać bez obecnych ograniczeń? Powiadacie, że lepiej, by dziecko miało dwie mamusie lub dwóch tatusiów, niż by było w rodzinie heteroseksualnej, ale patologicznej? Dziwna alternatywa, ale kto ją buduje, ten musi też przyznać, że lepiej, by dziecko miało tylko jednego rodzica – albo jak w dzikich plemionach z buszu pięciu lub dziewięciu – niż ojca pijaka i matkę prostytutkę.

I tak dalej. Jakkolwiek by kombinować – jeśli odrzucamy normalność, czyli ojca i matkę, to na to miejsce nie możemy sobie przyjmować arbitralnie tylko jednej z alternatyw, na przykład związków „homo”. Trzeba to konsekwentnie powiedzieć, że nie dziecko i jego potrzeby są w sprawie najważniejsze, tylko zaspokojenie oczekiwań każdego, kto z jakiegoś powodu chce dziecko mieć. Może tak, jak chce się mieć domowe zwierzątko, a może z innych, gorszych powodów. 

Cały wywiad opublikowany jest w 34/2015 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także