"Rewolucja w szkołach. Żegnaj długa listo lektur obowiązkowych! Nadciąga edukacja czytelnicza" – podała niedawno "Gazeta Wyborcza". Jak czytamy, "prawdziwa rewolucja rozegra się w kontekście dłuższych lektur". "Jako obowiązkowe wymieniono z tytułu jedynie trzy" – dodano. Z doniesień dziennika wynikało, że w klasach IV-VI szkoły podstawowej w ogóle nie będzie lektur obowiązkowych, a w klasach VII-VIII obowiązkowe będą tylko trzy dłuższe lektury: "Dziady", "Balladyna" i "Kamienie na szaniec". Pozostałe lektury, łącznie z "Panem Tadeuszem", mają zostać omówione na lekcjach, w ramach tzw. edukacji czytelniczej.
Publikacja "Wyborczej" wywołała ożywioną dyskusję w sieci. Nie zabrało głosów oburzenia. Do sprawy odniósł się w mediach społecznościowych rzecznik rządu, Adam Szłapka. "Kanon lektur pozostaje bez zmian. Ministerstwo Edukacji nie wykreśla żadnych tytułów z listy lektur" – napisał polityk Koalicji Obywatelskiej.
Z kolei szefowa MEN opublikowała w sieci wpis: "Co się zmienia w kanonie lektur? Nic. Propozycje ekspertów, nawet te najbardziej emocjonujące, pozostają propozycjami ekspertów a nie działaniem MEN".
Tymczasem nauczyciele są poruszeni całą sprawą. "Wyborcza" przytoczyła list jednej z krakowskich nauczycielek. Ma ona żal do minister o to, że przerzuca odpowiedzialność za awanturę na ekspertów z Instytutu Badań Edukacyjnych. "Pani minister jest mocno denerwująca w swoich wypowiedziach, mówiąc że to nie MEN, tylko jacyś eksperci w IBE. A że MEN zleciło prace nad przygotowaniem podstaw programowych IBE, to przecież nieistotny szczegół" – napisała nauczycielka.
Czarnek lepszy od Nowackiej
Portal wPolityce.pl przytacza też wpis nauczyciela Karola Dudka-Różyckiego, który podkreślił, że Barbara Nowacka odcina się od swych współpracowników w chwilach, kiedy coś nie podoba się opinii publicznej. Porównał ją do poprzedniego ministra edukacji, Przemysława Czarnka.
"Wpis ministry Nowackiej pokazuje, że jest polityczką 'chorągiewkową' i wyprze się pracujących dla niej ludzi, jeśli ich praca nie zyska powszechnego poklasku. To straszne. Nawet minister Czarnek nie odcinał się od swoich. Kalkulacje polityczne znowu angażowane są w edukację. Okazuje się, że każda praca z sercem dla MEN, czasem bez wynagrodzenia, może pójść na marne, bo pani minister i tak nie posłucha specjalistów, jeśli skrytykuje ich grupa watażków, którzy często nie wiedzą, co krytykują, bo nie potrafią czytać ze zrozumieniem" – wskazuje nauczyciel z Krakowa.
Czytaj też:
Co ukrywa Barbara Nowacka pod hasłem "reformy oświaty"?Czytaj też:
Podwyżki dla nauczycieli to fikcja? Samorządy twierdzą, że nie mają na nie pieniędzy
Polecamy Państwu „DO RZECZY+”
Na naszych stałych Czytelników czekają: wydania tygodnika, miesięcznika, dodatkowe artykuły i nasze programy.
Zapraszamy do wypróbowania w promocji.
