Co ukrywa Barbara Nowacka pod hasłem "reformy oświaty"?

Co ukrywa Barbara Nowacka pod hasłem "reformy oświaty"?

Dodano: 
Minister edukacji Barbara Nowacka
Minister edukacji Barbara Nowacka Źródło: PAP / Darek Delmanowicz
Hanna Dobrowolska "Co ukrywa Barbara Nowacka?" jest zarazem pytaniem o to, co jeszcze gorszego może spotkać polskich uczniów od 1 września w roku 2026?

Wówczas bowiem ma się rozpocząć „prawdziwa reforma” polskiej oświaty, zapowiadana od początku rządów lewicy w MEN. Kontrolowana likwidacja edukacji przeprowadzana metodycznie przez resort od początku roku 2024 jest zaledwie wstępem do tego, co czeka uczniów i nauczycieli za rok.

Mijający rok szkolny pokazał, że na celowniku MEN są i poziom nauczania, i religia, i rodzina, a edukacja zdrowotna z deprawującym komponentem edukacji seksualnej to z uporem forsowane narzędzie do opanowania terytorium zastrzeżonego dla realizacji konstytucyjnych praw rodziców do wychowania dzieci zgodnie ze światopoglądem rodziców. Opresyjne państwo posuwa się coraz dalej w zawłaszczaniu praw rodzicielskich i ograniczaniu wolności wyboru placówki edukacyjnej dla dziecka, szybko nas cofając do epoki PRL-u. Społeczne oburzenie wywołał ostatni pomysł B. Nowackiej, by zmniejszyć finansowanie edukacji domowej. Trwają dywagacje o ograniczeniu środków na oświatę inną niż publiczna. Obawy prowadzących szkolnictwo niepubliczne oraz rodziców, których dzieci korzystają z tych form edukacji, wzrastają z każdym miesiącem. Uwolnienie oświaty na początku lat 90-tych z komunistycznego gorsetu coraz bardziej doskwiera minister B. Nowackiej.

Kolejnym frontem walki MEN z normalnością jest anty-edukacja anty-zdrowotna. Niepokój rodziców o uczynienie jej przedmiotem obowiązkowym nie mija. Są pełni obaw, iż Barbara Nowacka wprowadzi swój pierwotny zamiar w pierwszym możliwym politycznie momencie, np. po iluzorycznej ewaluacji tego przedmiotu zapowiadanej na 2026 r. Nadal bowiem dwa „nowe” przedmioty – edukacja obywatelska i edukacja zdrowotna – niesione są na sztandarze zmian w oświacie jako ich zapowiedź i reprezentacja słusznie „progresywnego” kierunku. Na razie super ekspert seksuolog prof. Z. Izdebski, odpowiedzialny za program przedmiotu edukacji zdrowotna, został czasowo wycofany z pierwszej linii frontu. Być może poinformowanie opinii publicznej o współpracy profesora z Instytutem Kinseya, placówki znanej z wieloletnich badań naukowych we współpracy ze środowiskiem pedofilskim, okazało się nazbyt kompromitujące dla z pozoru niewinnej… edukacji zdrowotnej. Powszechny sprzeciw rodziców i wywołana nim interwencja wicepremiera z PSL odwlekła widmo obowiązywania powszechnej permisywnej edukacji seksualnej, ukrytej pod prozdrowotną maską. Jednak czy na długo?

Teraz nadszedł czas na jednoznaczny sprzeciw rodziców wobec treści tego przedmiotu i wypisywanie dzieci z zajęć „edukacji zdrowotnej”. Jest to możliwe do 25 września 2025! Po tym terminie uczniowie z automatu znajdą się na listach obecności i będą zobligowani do chodzenia na szkodliwe zajęcia. Prowadzona obecnie społeczna kampania takdlaedukacji.pl ma przybliżyć zagrożenia związane z programem antyzdrowotnego i antyrodzinnego w swej istocie przedmiotu.

Drugi nowy przedmiot w polskiej szkole – obowiązkowa edukacja obywatelska, która wyparła HiT (przedmiot Historia i Teraźniejszość), to z kolei metoda wynaradawiania i kropelkowego sączenia neomarksistowskich prounijnych [dawniej: internacjonalistycznych] – sympatii. Likwidując HiT, czyli kurs historii współczesnej, MEN wszedł na ścieżkę wdrażania programu Europejskiego obszaru edukacji, tj. zinstytucjonalizowanej podległości dyrektywom płynącym z UE. Edukacja obywatelska sprowadza się do wdrażania „kolektywnych wartości europejskich” z dominującą edukacją klimatyczną oraz maksymalnie zmanipulowanym i ograniczonym – bo ani narodowym, ani historycznie umocowanym, ani wolnościowym – podejściem do obywatelskości i roli obywatela w państwie. Przedmiot jednoznacznie realizuje zalecenia Rady UE dotyczące edukacji, które brzmią: „Wspomaganie rozwijania kompetencji obywatelskich, tak by sprzyjać rozumieniu, czym są wspólne wartości, o których mowa w art. 2 Traktatu o Unii Europejskiej oraz w Karcie praw podstawowych Unii Europejskiej”.

Jednak dwa nowe przedmioty: edukacja zdrowotna i edukacja obywatelska oraz likwidacja w 2024 r. 20% wymagań szczegółowych w każdym spośród 18 dotychczasowych przedmiotów nauczania – w ramach „uszczuplenia” podstawy programowej – były tylko treningiem przed rozstrzygającym etapem likwidacji suwerenności polskiej oświaty. Proces ten toczy się bez powszechnej wiedzy Polaków. „Reforma26. Kompas Jutra” – gdyż takie hasło przyświeca zmianom wdrażanym przez lewicę – nabrała tempa wraz z… początkiem wakacji.

Obecnie MEN proponuje wprowadzić liczne zmiany Prawa Oświatowego i innych ustaw. To podwaliny „reformy” oświaty, która jest w istocie zaplanowanym całkowitym demontażem szkoły jako instytucji uczącej.

Wśród kluczowych zmian zaproponowana została rewolucyjna definicja podstawy programowej. Obecnie obowiązująca – która stanowi o charakterze polskiej szkoły od dziesięcioleci – zawiera „obowiązkowe zestawy celów kształcenia i treści nauczania, w tym umiejętności”.

Nowa zaproponowana właśnie definicja podstawy programowej zostaje uwolniona od… obowiązkowości i co jeszcze bardziej zdumiewające – od treści nauczania. Po odrzuceniu tego tradycyjnego „balastu”tworzy ją: „zestaw celów nauczania”, „oczekiwane efekty uczenia się”, oraz „wymagania w zakresie doświadczeń edukacyjnych”, czyli enigmatycznych sytuacji, w których – i tu nagle pojawia się obligatoryjność! – powinien uczestniczyć każdy uczeń.

Podstawa programowa pozbawiona treści nauczania przestaje być rzeczywistą „podstawą” i wyznacznikiem narodowej edukacji budującej wspólnotę i tożsamość wszystkich uczniów w polskiej szkole. Zamiast treści MEN i Instytut Badań Edukacyjnych – wykonawca planu rządu – proponuje płynny zestaw celów i efektów z profilem absolwenta jako punktem odniesienia. Wiedza ustępuje formatowaniu, czyli narzucanym, a sformułowanym w ubiegłym roku pod hasłem profilu absolwenta – postawom. Zamiast rozwoju osobowego ucznia za cel edukacji przyjęto jego utylitarną skuteczność i użyteczność, dodajmy – na rynku pracy.

Bardzo to niebezpieczny zamysł i doskonale ukryty.

U podłoża tego konceptu jest inkluzja. Przez wiele lat edukacja włączająca – ideologiczny projekt rodem z UE wprowadzany za unijne fundusze – stopniowo przeobrażał szkołę i kadry pedagogiczne oraz wyobrażenie o celach oświaty. Wszystkim tym działaniom przyświecał szlachetny z pozoru cel – uczeń niepełnosprawny i jego prawa. Po latach emocjonalna narracja na temat uczniów ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi, równości i dostępności ustąpiła innemu przekazowi. Eksperci włączający – jak prof. G. Szumski podczas forum Szkoła dostępna dla wszystkich – wspieranie dobrostanu psychospołecznego w edukacji włączającej" mówią wprost: edukacja włączająca to globalna koncepcja budowy nowej szkoły, transformacja systemu edukacyjnego. Ekspert tłumaczy, że „nowa szkoła” jest przede wszystkim odpowiedzią na wieloletni 30-40 letni „konserwatywny zwrot” w szkole, polegający na „zbyt silnym nacisku na osiągnięcia szkolne i konkurencję w szkole”. „Cechą szkoły włączającej jest inne ujęcie celów szkoły, ujęcie bardziej zrównoważone […]”.

Zrównoważony rozwój wymaga zrównoważonej szkoły – to oczywista logika neomarksistowskiego globalnego projektu. I oto dowiadujemy się, że rozwój poznawczy ucznia to nie wszystko. Więcej – jest on faktycznie drugorzędny i mało istotny wobec rozwoju tzw. „kompetencji kluczowych” oraz troski o dobrostan ucznia. Planowane zmiany w polskiej szkole i nowa podstawa programowa są automatyczną realizacją wskazań zawartych w licznych dokumentach UE, z których podstawowym jest ZALECENIE RADY z dnia 22 maja 2018 r. w sprawie kompetencji kluczowych w procesie uczenia się przez całe życie.

Zalecenia pomijają rozwój poznawczy, w którym dziecko uczy się rozumieć siebie i świat w procesie przetwarzania pozyskanych informacji przez rozwijanie pamięci i spostrzegawczości, ucząc się skupiania uwagi, ćwicząc umiejętność logicznego rozumowania, wyciągania wniosków i rozwiązując problemy.

Podstawą realizacji założeń „nowej włączającej szkoły” są wdrażane w szkole metody konstruktywistyczne, gdzie uczeń samodzielnie „konstruuje” wiedzę, zamiast przyswajać konkretne treści wskazane w podstawie programowej. „Konstruuje” na podstawie swoich doświadczeń, w interakcji z innymi, a nauczyciel [czas zmienić tę nazwę!] ma za zadanie przyjaźnie mu towarzyszyć i lekko moderować ów założony naturalny proces konstrukcji. U podstaw takiego postrzegania edukacji jest jej całkowity relatywizm, oderwanie od obiektywnych kryteriów i wartości. Według ideologów inkluzji daje to szansę na lepszy dobrostan ucznia, czyli na stan samozadowolenia, nieweryfikowany przez wymagania i opresyjny system oceniania, z którego należy jak najrychlej zrezygnować.

Podstawa programowa bez treści wpisuje się w ten plan.

Kluczem do wprowadzenia tak głębokich zmian w oświacie są „ogólne zmiany przekonań i orientacji nauczycieli odnośnie do celów edukacji" [cyt. za G. Szumski na wspomnianym forum]. Właśnie tym zmianom służy 25 mld złotych z UE [do wydania w ciągu 10 lat] na szkolenia włączające, podczas których najmniej mówi się o przekazywaniu wiedzy, a najwięcej o wsparciu i dobrostanowym poczuciu ucznia i… nauczyciela. Doskonalenie zawodowe nauczycieli było i jest skoncentrowane wyłącznie na tym celu od wielu lat. Do szkół wprowadzono rzesze pedagogów, psychologów, pedagogów specjalnych [włączających], doradców dostępności uczenia i asystentów międzykulturowych oraz narzędzia rodem z placówek specjalnych, jak ocena funkcjonalna. Nauczyciel przedmiotowy był celowo marginalizowany po to, by obecnie dowiedzieć się, że najlepiej byłoby, gdyby wcale nie chciał niczego nauczyć.

Zdaniem decydentów, grunt został przygotowany na tyle, iż nadszedł odpowiedni czas na końcowy etap na drodze ku transformacji szkoły. W dokumencie „Edukacja dla wszystkich” upublicznionym w 2020 r., a wyznaczającym kierunki zmian, ostatni etap wdrażania edukacji włączającej określony został właśnie na 2026 r.

Ostateczna rewolucja oświatowa dokonana zostanie przez równoczesne wdrożenie: 1) zmiany sposobu oceniania, czego zapowiedź już obserwujemy [ocena funkcjonalna w szkołach masowych, ocenianie kształtujące, planowana rezygnacja z oceny z zachowania] oraz 2) przebudowę podstaw programowych nauczania na wszystkich poziomach i we wszystkich typach szkół.

Zmiany te nie mają naprawić szkoły, one mają się z nią rozprawić do końca.

Transformacja wiąże się jednoznacznie z utratą suwerenności polskiej szkoły, która niepostrzeżenie stanie się tym samym elementem Europejskiego obszaru edukacji zarządzanego z Brukseli. W interesie „Centrali” jest odsunięcie oświaty od celu, jakim był zawsze rozwój poznawczy i osobowy ucznia, i przekierowanie systemu oświatowego na cel nowy. Jest nim proces wsparcia, czyli zaopiekowania się każdym uczniem w sposób najlepszy dla niego z punktu widzenia osiągnięcia dobrostanu, pozbawiony mierzalnych, rzeczywistych i egzekwowalnych wymagań.

Rewolucyjne zmiany obejmą: wymagania szczegółowe, które zostaną w nowych podstawach ograniczone do minimum, cele kształcenia oraz konstrukcję przedmiotów, w których wiedza będzie stanowiła zaledwie ok. 1/3 treści, pozostałe 2/3 – to kompetencje i sprawczość. Wzorcem – co wielokrotnie podkreślało MEN – są nowe przedmioty wdrażane właśnie od 1.09.2025 r., a opracowane już na nowych zasadach: edukacja obywatelska i edukacja zdrowotna.

Intensywne prace nad reformą B. Nowackiej trwają w Instytucie Badań Edukacyjnych zgodnie z ogłoszonym kilka miesięcy temu harmonogramem. Ich emanacją jest obecnie „konsultowany” projekt ustawy o zmianie ustawy Prawo oświatowe. Wraz z nią proponuje się zmienić wiele zapisów, jak Kartę Nauczyciela, ustawę o systemie oświaty, ustawę o systemie informacji oświatowej, ustawę o Zintegrowanym Systemie Kwalifikacji, ustawę o finansowaniu zadań oświatowych i inne.

Toczą się prace, o których opinia publiczna nic nie wie. Jakakolwiek debata merytoryczna nie istnieje. Szkoła przekazująca wiedzę na dobrym poziomie i rozwijająca umiejętności przydatne w życiu przechodzi właśnie do historii. I dlatego wszelkimi sposobami MEN unika konfrontacji ze społecznymi oczekiwaniami. Ponad 200 zaangażowanych w prace osób ma zakaz dzielenia się konkretami z przebiegu przygotowań do reformy.

Oczekujemy wielkiej ogólnonarodowej debaty nad propozycjami MEN, a nie tylko pospiesznych konsultacji społecznych [lub ograniczonych – publicznych]. Ranga tak daleko idącej reformy oświaty i zakres zmian programowych był zawsze i jest obecnie przedmiotem zainteresowania i troski milionów świadomych Polaków. To podstawa programowa wyznacza cele kształcenia oraz zakreśla obszar treści. Jeśli cele te nie są zgodne z interesem polskich uczniów – powinno się odrzucić podstawę skonstruowaną według błędnych i szkodliwych założeń.

Są uzasadnione obawy, iż tak właśnie może się stać lub właśnie się dzieje. Już raz treści programowe były przedmiotem destrukcyjnych działań MEN w 2024 r. Usunięto wówczas z podstawy 20% nieprzypadkowych wymagań szczegółowych – m.in. były to treści nawiązujące do polskiej tożsamości, chrześcijańskich korzeni i wielkich polskich bohaterów oraz te kanoniczne dzieła literackie, które przez wieki kształtowały dumę narodową. Czy dokonane – wskutek fali powszechnej krytyki – drobne ustępstwa i lifting poprawek zmieniły kierunek działań MEN i ostateczną wymowę „uszczuplonej podstawy programowej” a’la Barbara Nowacka? Bynajmniej…

Przeprowadzone szkolenia, jakim poddani zostali członkowie zespołów przedmiotowych opracowujących obecną podstawę programową dla „nowej szkoły”, wskazują na narzuconą im konieczność dostosowywania wyników pracy do przyjętych założeń tzw. profilu absolwenta, tak jednoznacznie skrytykowanego przez znawców problemu. Dlaczego narzucony „profil” czy „model” ma być podstawą systemu nauczania i docelowo – kierunkowego formatowania uczniów? Kto dał zatrudnionym przez podatników urzędnikom państwowym podobne prerogatywy? Obserwując przebieg prac nad „deformą oświaty” można odnieść nieodparte wrażenie, iż gorset profilu absolwenta ma sprofilować nie tylko uczniów, ale i specjalistów przygotowujących tu i teraz nowe podstawy programowe.

Dr. Tomasz Gajderowicz, zastępca dyrektora Instytutu Badań Edukacyjnych, nie ukrywał tego zamiaru:”Nowa forma podstawy programowej będzie wymuszać powiązanie celów edukacji z treściami. […] Obecnie staramy się podejść do tego inaczej, w sposób, który pozwala połączyć wszystkie elementy profilu absolwenta – nadrzędne wartości, kształcenie kompetencji przekrojowych oraz sprawczość – z konkretnymi realizacjami treści problemowych.

Czy może to oznaczać, że w razie braku możliwości tego „powiązania celów edukacji z treściami”, na ołtarzu złożone zostaną właśnie treści?

Przykładem może być kolejna innowacja programowa – przedmiot „przyroda”. „Szczególną nowością jest projekt podstawy programowej przyrody – nowego przedmiotu łączącego biologię, chemię, fizykę i geografię, wzbogaconego o edukację klimatyczną, zdrowotną i zagadnienia kosmosu”. Wyjaśnijmy – do klasy 6 włącznie [a nie jak obecnie wyłącznie w kl.4] uczeń będzie miał do czynienia z interdyscyplinarnym przedmiotem, który zastąpi 4 dotychczasowe. Przyroda – dawniej obecna pod tą nazwą wyłącznie w klasach 4-6, następnie w nauczaniu początkowym w postaci przedmiotu środowisko społeczno-przyrodnicze – zaistniała następnie w klasie 4, a teraz wypiera dyscypliny naukowe o odrębnej metodyce nauczania aż do kl.6.

Na nic zdały się pisma do premiera i MEN; zespoły zakontraktowane do opracowania podstaw realizują założony plan, a odpowiedź Instytutu Badań Edukacyjnych brzmi:Dlaczego uważamy, że przyroda to dobre rozwiązanie? Dlatego, że świetnie sprawdza się w innych krajach. Interdyscyplinarnego przedmiotu typu “science” uczą się dzieci chociażby w Singapurze, Australii czy Irlandii..

Wiele organizacji i środowisk apelowało w ubiegłych miesiącach do MEN:trzeba odstąpić od zamiaru zastąpienia przedmiotów: geografia, biologia, chemia i fizyka, jednym przedmiotem pod nazwą „przyroda”. Protestowali nauczyciele, nauczycielskie związki zawodowe, następnie środowiska uczelniane i naukowe. W imieniu Polskiego Towarzystwa Geograficznego zabrała głos przewodnicząca prof. Urszula Myga-Piątek: Przypominamy, że koncepcja przedmiotu „przyroda” była już wprowadzona w VI-letniej szkole podstawowej i spowodowała ogromne deficyty wiedzy i umiejętności wśród uczniów gimnazjów.

W imieniu Komitetu Nauk Geograficznych PAN – przewodniczący prof. Zbigniew Zwoliński: Przyjęcie takiego rozwiązania spowoduje, że uczniowie zostaną pozbawieni profesjonalnego kształcenia z geografii, biologii, chemii i fizyki. Każdy z tych przedmiotów obejmuje specjalistyczną wiedzę oraz umiejętności jej stosowania w działaniu praktycznym, które są obecnie filarami dla rozwoju cywilizacyjnego…

W imieniu Konferencji Kierowników Jednostek Geograficznych – przewodniczący prof. Paweł Churski: Planowana zmiana dotknie dzieci, których wiedza i umiejętności będą zawężone i spłycone…

W imieniu Międzynarodowej Unii Geograficznej – Prof. Marek Więckowski: Brak wiedzy geograficznej w szkole podstawowej doprowadzi do braku zrozumienia świata, zależności, uwarunkowań i konsekwencji działań człowieka.

Na nic zdały się pisma do premiera i MEN; zespoły zakontraktowane do opracowania podstaw realizują założony plan, a odpowiedź Instytutu Badań Edukacyjnych brzmi: Dlaczego uważamy, że przyroda to dobre rozwiązanie? Dlatego, że świetnie sprawdza się w innych krajach. Interdyscyplinarnego przedmiotu typu “science” uczą się dzieci chociażby w Singapurze, Australii czy Irlandii..

Niepokoją się również przedstawiciele dziedzin humanistycznych, a szczególnie poloniści. Czy sprawdzą się pogłoski o tym, że uczniowie mają zostać całkowicie pozbawieni kanonu lektur obowiązkowych aż do klasy 6. włącznie, a w klasach 7-8 zostanie on od zawężony do kilku zaledwie utworów – z obecnej obszernej listy? Że w nauczaniu początkowym nie poznają kluczowych polskich legend? Że uczniowie mają samodzielnie wybierać teksty i proponować je w klasie do wspólnego opracowania wedle swoich upodobań? Że ostatecznie pożegnają się z arcydziełem unikalnym na skalę światową (może właśnie dlatego), jakim jest „Pan Tadeusz”, którego nawet kilka ocalałych – po „uszczupleniu” podstawy w 2024 r. – ksiąg to za wiele dla profilu przyszłego absolwenta? Że podobny los spotka „Zemstę” i większość literackiej spuścizny, która od dziesięcioleci stanowi wspólny międzypokoleniowy kod kulturowy i buduje narodową tożsamość Polaków? Że edukacja klimatyczna będzie realizowana na wszystkich przedmiotach, w tym podczas omawiania każdego z dzieł literackich, jakie pozostaną po tej oświatowej hekatombie, zwanej „Reformą 2026. Kompas Jutra”?

To wielka literatura inspirowała Polaków do narodowych powstań i pomagała przetrwać 123 lata zaborów. To oświata krzewiona mozolnie po upadku Powstania Styczniowego ukształtowała narodową świadomość polskich chłopów tak głęboko, iż stanęli murem w obronie ledwie odzyskanej niepodległości przed sowiecką nawałą w 1920 r. To w obronie religii nauczanej w polskiej mowie strajkowały dzieci we Wrześni, a „Rota” zespoliła Polaków z trzech zaborów we wspólnym śpiewie „Nie rzucim ziemi, skąd nasz ród, /nie damy pogrześć mowy”.

Czy właśnie takiej siły oddziaływania polskiej kultury i pamięci historycznej obawiają się inspiratorzy zmian w polskiej szkole? Czy ogłupianie blichtrem dobrostanu ma oduczyć myślenia, samokształcenia, wytyczania ambitnych celów? Czy celem ma być uczeń całkowicie uzależniony od tzw. wsparcia psychologów i do minimum ograniczony w swoich potrzebach i wymaganiach – i w szkole, i w życiu? Czy lekcje religii lub etyki mają być zastąpione edukacją klimatyczną z jej pseudonaukowymi uzasadnieniami, nową religią klimatyzmu, która zaprzecza personalistycznej wizji świata i zarazem steruje zachowaniami sprzecznymi z polską racją stanu?

Zakończenie prac nad zmienioną postawą programową jest zaplanowane do grudnia 2025 r. Tylko takie tempo zagwarantuje osiągnięcie założonego przez MEN efektu w postaci nowych programów nauczania i podręczników. To z nich od 1. 09.2026 mają korzystać uczniowie w przedszkolach, klasach 1. oraz 4. jednocześnie, gdyż na tych trzech poziomach ma rozpocząć się „Reforma26. Kompas Jutra”. Walka o polską szkołę wchodzi w końcową fazę.

Niekorzystne procesy zachodziły w oświacie przez wiele lat i na różnych poziomach, pomału obniżając wymagania wobec ucznia i efekty kształcenia, naruszając pozycję nauczyciela, pozbawiając szkołę narzędzi dyscyplinujących i podporządkowując stopniowo polską oświatę ONZ i UE. Dokonywało się to przez absorbcję funduszy przeznaczanych na szkolenia indoktrynujące kadry oświatowe, na tworzenie nowych narzędzi stopniowo wprowadzanych do szkół i na pozadydaktyczne etaty rzeszy pracowników, którzy nie ucząc, stopniowo przekształcali szkołę od wewnątrz. Szkołę wiedzy, nie ideologii – postuluje Koalicja na Rzecz Ocalenia Polskiej Szkoły, wskazując w swojej Rezolucji z 24.05.25r. i liście otwartym na długą listę zagrożeń.

Jak w soczewce zjawiska te skupiają się w przygotowywanej właśnie pod egidą Instytutu Badań Edukacyjnych „deformie oświaty”. Transformacja ma sprawić, iż przy zachowaniu nazwy „szkoła” placówka ta straci dotychczasowy związek z edukacją pojmowaną jako przekazywanie wiedzy.

Czas wakacji to dziwna pora, by rozpoczynać konsultacje zapisów prawa, które szczególnie powinny interesować nauczycieli i rodziców, chyba że wcale nie chodzi o rzeczywiste konsultacje, a raczej o ukrycie olbrzymiej skali przeobrażeń dokonywanych w oświacie. Transformacja celowo realizowana jest w ukryciu. Za zasłoną progresywnych nowinkarskich haseł rządząca w MEN lewica dokonuje całościowej neomarksistowskiej rewolucji w polskiej szkole o niewyobrażalnych skutkach.

Według planów MEN w kolejnym roku szkolnym polskie dzieci mają uczęszczać do polskojęzycznej szkoły, wchłoniętej przez Europejski obszar edukacji, który dyktować będzie treści programowe i szkolić kadry według własnych standardow. Cele jakiego narodu będzie wówczas realizować mały „unijczyk” znad Wisły? Edukacja wszak – podobnie jak pieniądz – ma narodowość!

Od nas zależy, czy obronimy suwerenność polskiej szkoły dla naszych dzieci.

Hanna Dobrowolska – polonistka, autorka podręczników szkolnych do języka polskiego dla kl.4-6 oraz do nauczania początkowego. Ekspert oświatowy, dziennikarka i publicystka. Członek Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Współzałożycielka Ruchu Ochrony Szkoły, koordynator Koalicji na Rzecz Ocalenia Polskiej Szkoły. Odznaczona Srebrnym Krzyżem Zasługi


Zostań współwłaścicielem Do Rzeczy S.A.
Kup akcje już dziś – roczna subskrypcja gratis.
Szczegóły: platforma.dminc.pl


Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także