To Rafał Trzaskowski wygrał te wybory! Jeszcze raz to powtórzę: Rafał Trzaskowski podjął się wyzwania ponad ludzkie siły, ruszyła na niego cała machina pisowskiego państwa, a on przecież wygrał te wybory, wiecie o tym dobrze”. Relacjonujący spotkanie portal Onet zaznaczył, że te słowa Donalda Tuska wzbudziły szczególny aplauz uczestników spotkania. Było to w Tarnowie, we wrześniu 2023 r., a więc krótko przed wyborami, po których dzięki sukcesowi Hołowni Tusk został premierem. Prawie dwa lata temu.
Wypowiedzi innych liderów anty-PiS wskazują, że Tusk nie miał bynajmniej na myśli tak bliskiego Polakom „moralnego zwycięstwa”. Sugestie o nieprawości wyboru Andrzeja Dudy powtarzały się regularnie – otwarcie np. odmawiał mu demokratycznej legitymacji w wywiadach dla zagranicznych mediów marszałek „trzecia osoba w państwie” Grodzki. Narracja „Duda został prezydentem, bo wybory nie były uczciwe”, mimo że bezpodstawna, a wręcz idiotyczna (ta „nieuczciwość” polegać miała na tym, że urzędującemu prezydentowi sprzyjały w kampanii państwowe media, jakby nie równoważyła tego stronniczość na rzecz kandydata opozycji praktycznie wszystkich pozostałych), wtedy Tuska niosła. Nadchodzące kolejne wybory prezydenckie jawiły się dzięki niej jako oczywiste naprawienie „nieuczciwości” z roku 2020 – tym razem PiS nie ma przecież nie tylko „całej machiny państwa”, lecz także pozbawiono go partyjnej dotacji.
Otoczony durniami
Na niedawnym wiecu premiera w Pabianicach zobaczyliśmy odwrócenie sytuacji. Gdy działaczka z publiczności zaczęła domagać się, przy wielkim entuzjazmie sali, unieważnienia wyborów i „ponownego przeliczenia głosów”, Donald Tusk zaczął się z nią, czyli jakby z niewiele wcześniejszym samym sobą, spierać. „Ale kto miałby liczyć?” – zapytał retorycznie. „Policja!” – odkrzyknął mu tłum zwolenników, a gdy Tusk wikłał się w tłumaczenia, że tak nie można, za jego plecami pojawił się transparent: „Przeliczyć głosy!”.
Po raz pierwszy Tusk przestał przez chwilę panować nad radykalizmem, który sam rozpętał. Zapewne dlatego w dwugodzinnym wystąpieniu wręcz obsesyjnie powracał do wątku „dzisiaj wszystko ginie po godzinie i pojawia się nowy spektakl”, dwukrotnie powtarzając, że „nawet o zamachu na Donalda Trumpa zapomniano już po kilku dniach”, a kiedyś mówiono by o tym latami. Trudno nie dostrzec w tym „chciejstwa” – czas już, żeby i o ściemie z rzekomym sfałszowaniu przez PiS wyborów elektorat zapomniał i zajął się czymś innym. Problem Tuska polega na tym, że ten polityk, przez lata uważany za „króla bajeru” i mistrza w żonglowaniu „PR-owskimi przykrywkami” – i słusznie, bo rzeczywiście potrafił niezwykle skutecznie budzić na masową skalę histeryczne nastroje, a potem je wygaszać lub przekierowywać uwagę publiczności – tym razem już żadnego nowego spektaklu do podsunięcia nie ma. Fakt, że „rząd dusz” nad elektoratem Tuska objął tak łatwo Giertych, nie wynika z jakichś szczególnych talentów mecenasa władzy, tylko z tego, że ze swym prostym jak cios cepa przesłaniem o wielkim spisku wszedł w narracyjną próżnię, która zapanowała w całym obozie lewicowo-liberalnym po 1 czerwca tego roku i trwa.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.

