Odwołana dyrektor oddziału Instytutu Pileckiego w Berlinie Hanna Radziejowska poinformowała o zwolnieniu dyscyplinarnym jej zastępcy Mateusza Fałkowskiego. "Przyczyną było współautorstwo ze mną artykułu opublikowanego w »Rzeczpospolitej« 8 sierpnia br. oraz jego lojalność i solidarność w obliczu pomówień i kłamstw" – przekazała Radziejowska we wpisie w mediach społecznościowych. Co ważne, Fałkowski był objęty przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego ochroną przysługującą sygnalistom.
"Mateusz to człowiek niezwykłej odwagi, ogromnej wiedzy i niezachwianej uczciwości – erudyta, niezastąpiony współpracownik i przyjaciel. Od początku współtworzył program i zespół oddziału Instytutu Pileckiego w Berlinie. Przez ponad sześć lat wspólnie pracowaliśmy z pełnym zaangażowaniem, budując jedną z najlepszych instytucji w Polsce" – podkreśliła Radziejowska.
Czystki w Instytucie Pileckiego
W rozmowie z Wirtualną Polską Mateusz Fałkowski opisał, w jaki sposób dowiedział się o dyscyplinarnym zwolnieniu z Instytutu Pileckiego. Jego relacja może szokować. – Dostałem SMS-a z niemieckiej kasy chorych, odpowiednika naszego NFZ. Napisano w nim, że mam nową wiadomość w portalu pacjenta. A tam informacja, że wygasło mi ubezpieczenie, bo pracodawca poinformował kasę, że już nie pracuję. I że jeśli chcę, mogę samodzielnie wykupić ubezpieczenie – ujawnił.
Jak się okazało, zastępca Hanny Radziejowskiej otrzymał od dyrektora Instytutu Pileckiego Krzysztofa Ruchniewicza wypowiedzenie w trybie natychmiastowym, bez okresu wypowiedzenia, tzw. dyscyplinarkę. Powód? – Napisano jedynie, że wypowiedzenie jest »z ważnych powodów«, czymkolwiek by one były. Razem z otrzymanym zwolnieniem, dostałem wgląd do opinii rady związkowej instytutu. To organ składający się z pracowników, który opiniuje m.in. decyzje o zwolnieniu. Rada negatywnie zaopiniowała pomysł wyrzucenia mnie z pracy – podkreślił Fałkowski.
Fałkowski: Czuję się zdradzony
Przypomnijmy, że Hanna Radziejowska została odwołana ze stanowiska kierownika oddziału Instytutu Pileckiego w Berlinie po tym, jak poinformowała resort kultury o nieprawidłowościach w instytucji. Na początku sierpnia "Rzeczpospolita" podała, że pod koniec lipca Radziejowska zaalarmowała nową minister kultury Martę Cienkowską, iż dyrektor Instytutu Pileckiego Krzysztof Ruchniewicz "zaproponował przygotowanie seminarium poświęconego zwrotom dóbr kultury przez Polskę na rzecz Niemiec, Ukrainy, Białorusi, Łotwy oraz mienia prywatnego należącego do osób pochodzenia żydowskiego". Do zwolnienia Radziejowskiej doszło pomimo tego, że uzyskała ona status sygnalistki (choć resort kultury przekonuje, że była to pomyłka jednego z urzędników).
– Zastosowaliśmy się do trybu obowiązującego w Instytucie Pileckiego. Zastrzeżenia do działalności przełożonego zgłosiliśmy do osoby go nadzorującej. W tym wypadku – minister kultury. Dodatkowo – co niezwykle istotne – z ministerstwa uzyskaliśmy wcześniej informację, że zgłoszenie jest objęte ochroną z ustawy o sygnalistach – opisał Mateusz Fałkowski.
– Czuję się zdradzony przez konkretnych ludzi, z kierownictwa instytutu, z Ministerstwa Kultury. Ale trochę też przez polskie państwo. Uważam, że przez wiele lat służby temu państwu zasłużyłem na to, by – jeśli nawet to państwo nie chce już, żebym dla niego pracował – podziękować mi w cywilizowany sposób – przyznał były już pracownik Instytutu Pileckiego.
Czytaj też:
"To zakrawa o skandal". Gorąco wokół minister z Polski 2050Czytaj też:
Wicepremier: Szef Instytutu Pileckiego powinien zostać odwołany
