• Łukasz WarzechaAutor:Łukasz Warzecha

Cały on

Dodano: 
Andrzej Duda, prezydent
Andrzej Duda, prezydent Źródło: Marek Borawski / KPRP
Kto właściwie był prezydentem RP przez 10 lat między 2015 a 2025 r.? Niby głupie pytanie: Andrzej Duda. Jednak słuchając i czytając Andrzeja Dudę po 6 sierpnia, można nabrać dużych wątpliwości, czy to ten sam człowiek, który przez dekadę zajmował najważniejszy urząd w państwie. A jeśli tak – to można się zdziwić lub nawet przerazić

Wielu przywódców pisało książki po opuszczeniu urzędu. Choć właściwie słowo „pisali” nie jest całkiem właściwe. Nie każdy jest Winstonem Churchillem, który za swoje wspomnienia z okresu drugiej wojny światowej, mocno zresztą zmitologizowane, ale wspaniale napisane, dostał w 1953 r. Literackiego Nobla. Na ogół autor dyktuje, a od porządkowania i przelewania myśli lidera na papier jest anonimowy ghostwriter, czyli dziennikarski lub literacki rzemieślnik.

George W. Bush podyktował zatem „Kluczowe decyzje” („Decision Points”), starając się w nich uzasadnić brzemienne w skutki decyzje o uderzeniu na Afganistan i Irak po zamachach z 11 września 2001 r. Margaret Thatcher, znienawidzona przez światową lewicę, opublikowała „Moje lata na Downing Street” („The Downing Street Years”). Najsłynniejszy z następców Żelaznej Damy, Tony Blair, swoje wspomnienia zatytułował „Podróż” („A Journey. My Political Life”). Andrzej Duda nie chciał być gorszy i jeszcze przed odejściem z urzędu zaczął reklamować w swoich mediach społecznościowych książkę „To ja, Andrzej Duda”.

U cioci na imieninach

Ten bezpretensjonalny tytuł (tak, to jest sarkazm) już na pierwszy rzut oka odróżnia tom byłego prezydenta RP od wcześniej wspomnianych. O ile inni skupiali się na jakimś aspekcie swojej funkcji, o tyle skromny polski prezydent skupił się na sobie.

Największa różnica nie leży jednak w tytule, ale w zawartości. Czytelnik przyzwyczajony do wspomnień liderów, takich jak te Churchill, Bush czy Thatcher, oczekuje oczywiście anegdoty – w dużej mierze tego typu książki sprzedają się właśnie dzięki nim. Ale oczekuje również wyjaśnienia motywów owych kluczowych decyzji, by sięgnąć po tytuł książki byłego amerykańskiego prezydenta. I zwykle je znajduje. Jeśli dla przykładu zajrzymy do książki Lady Thatcher (bagatela – 885 stron samego tekstu), to oczywiście dowiemy się, że któregoś ważnego dnia panią premier bolał ząb i tabletki sprawiły, że czuła się otępiała w czasie ważnej konferencji prasowej, albo że w 1982 r. w Wersalu, podczas spotkania na szczycie, Ronald Reagan przemawiał 20 minut z głowy, bez notatek, mówiąc o swojej wizji polityki gospodarczej. Jednak to tylko epizody. Większość książki zajmuje opis konkretnych politycznych okoliczności w kontekście przekonań pani premier i globalnej polityki. Te szerokie, strategiczne opisy relacjonujące globalne procesy, tendencje, tłumaczące polityczne motywacje samej pani premier oraz jej partnerów czy rywali pokazują, że pani Thatcher świetnie rozumiała, w jakim świecie się obraca, o co gra, co jest jej celem i co Wielka Brytania może, a czego nie jest w stanie osiągnąć.

Próżno szukać tego samego w książce Andrzeja Dudy. Wiele osób sięgnie najpierw do rozdziału o ataku Rosji na Ukrainę, bo polityka ukraińska to bez wątpienia najbardziej zapalny punkt w dorobku byłej głowy państwa. Naiwnie będą tam szukali umieszczenia polskich decyzji w szerszym kontekście, ich uzasadnienia w relacji do globalnych interesów, może kulis analiz i narad, które decydowały o posunięciach tak ważnych, jak przekazanie Ukrainie ogromnej części polskiego uzbrojenia i przynajmniej czasowe ograniczenia naszych zdolności obronnych. Nic z tych rzeczy. Oto próbka:

Artykuł został opublikowany w 39/2025 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także