Izba przyjęć Polska
  • Radosław WojtasAutor:Radosław Wojtas

Izba przyjęć Polska

Dodano: 
Kolejka do lekarza
Kolejka do lekarza Źródło: PAP / Wojciech Pacewicz
Prezydenckie weto nowelizacji ustawy o pomocy obywatelom Ukrainy sprawiło, że politycy zaczęli otwarcie mówić o problemie turystyki medycznej do Polski. Wreszcie, bo problem, choć dokładnie niezmierzony, jest na tyle powszechny, że – jak mówią sami lekarze – zetknęła się z nim znaczna część środowiska lekarskiego.

Czy zjawisko turystyki zdrowotnej z Ukrainy do Polski jest powszechne? To jedno z pierwszych pytań, które zadaję warszawskiej lekarce o specjalizacji chorób wewnętrznych z wieloletnim stażem, pracującej na SOR i w przyszpitalnej poradni. – Trudno będzie panu znaleźć lekarza, który nie zetknąłby się z tym problemem. Jeszcze trudniej będzie panu znaleźć lekarza, który otwarcie i zupełnie szczerze o tym opowie pod nazwiskiem – mówi. Sama również prosi o zachowanie anonimowości. – Przyjmuję w przychodni przyszpitalnej. Codziennie przyjmuję 25–30 pacjentów, w tym pięciu–siedmiu Ukraińców. Czasem roszczeniowych, czasem napastliwych. I bez mówienia o tym problemie w mediach zdarzają się konfliktowe, nerwowe sytuacje. Nie chcę dolewać oliwy do ognia – wyjaśnia. Dla wygody nadajmy pani doktor imię i nazwisko: Anna Nowak.

Jakub Kosikowski, rzecznik Naczelnej Izby Lekarskiej, rezydent onkologii klinicznej, w rozmowie z „Rzeczpospolitą” także przyznaje, że zjawisko to występuje. I także zauważa, że zetknęło się z nim wielu lekarzy: „Zjawisko »turystyki medycznej« ze strony Ukraińców istnieje, w naszym środowisku każdy z nas się z tym spotkał. Wychodzi to przez przypadek. Na przykład gdy zmieniamy termin i dzwonimy do pacjenta, słyszymy, że »on już przejechał granicę«, albo pojawiają się u nas pacjenci z wynikami PET szpitala na Ukrainie”.

Obywatelom Ukrainy ze statusem uchodźcy, także tym niepracującym i nieopłacającym składek w Polsce, dostęp do bezpłatnej opieki zdrowotnej gwarantuje specustawa z marca 2022 r. Po napaści Rosji na Ukrainę i masowych ucieczkach ludności ukraińskiej przed wojną państwo polskie obejmowało uchodźców opieką. Trudno było wówczas wymagać, by uciekinierki – bo przyjeżdżały głównie kobiety, które opuszczały swój kraj często z jednym plecakiem – musiały opłacać składki czy natychmiast znajdować zatrudnienie, aby one i ich dzieci mogły skorzystać z pomocy medycznej w wypadku choroby. Ale czas mijał, a sytuacja się nie zmieniała, niepracujący Ukraińcy nadal korzystali z pełni przywilejów polskiej opieki zdrowotnej, także z zabiegów i terapii wysokospecjalistycznych. To rodziło pole do nadużyć, które politycy dopiero teraz postanowili ograniczyć. Czy skutecznie?

Do polski na operację

– To miało być rozwiązanie tymczasowe i jako takie się sprawdzało. Ale szybko zauważyliśmy, że nasza gościnność jest zbyt duża oraz naiwna i bywa cynicznie wykorzystywana – mówi dr Nowak. – Zaczęli pojawiać się przewlekle chorzy, także z krajów afrykańskich i Azji, którzy mieli ukraińskie dokumenty, bo np. studiowali na Ukrainie. Chcieli w Polsce kontynuować lub rozpocząć leczenie. Były to terapie wysokospecjalistyczne, głównie onkologiczne, co nie tylko wiązało się z ogromnymi kosztami. Nagłe pojawianie się nowej, dużej grupy chorych pogorszyło dostępność terapii dla polskich pacjentów – dodaje.

Artykuł został opublikowany w 39/2025 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także