Łukasz Zawada balansuje na granicy, ale warto się o efekt pospierać. Mnie bardziej zaciekawił, niż zirytował, choć w paru miejscach westchnąłem, bo nie jest dobrze, gdy człowiek parający się literaturą na poważnie ześlizguje się w akapity godne najbardziej topornych wstępniaków „Wyborczej”.
Jednak nie wątpliwej jakości refleksje o Polakach i ich przywarach są najważniejsze w „Wydatkach”, lecz lament nad stanem rzeczy w branży pisarskiej, wydawniczej i recenzenckiej. Główny bohater, twórca obiecujący i z nadziejami na prestiżową nagrodę (ważniejsza jest dla niego towarzysząca nagrodzie kasa, bo ze sławy człek nie wyżyje), lamentuje więc mniej więcej nad tym, co kiedyś opisał Lem: nikt nie czyta; jeśli czyta, to nie rozumie; jeśli rozumie, to zaraz zapomina.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.