Humanizm muzycznych maszyn

Humanizm muzycznych maszyn

Dodano: 
Z Paulem Humphreysem i Andym McCluskeyem z zespołu OMD rozmawia Grzegorz Brzozowicz

GRZEGORZ BRZOZOWICZ: We wrześniu 1985 r. pierwszy raz zagraliście w Polsce, i to na ludycznej imprezie „Pożegnanie lata z jarmarkiem”. W finale wylądowaliście helikopterem na murawie Stadionu Dziesięciolecia w Warszawie i daliście dość dziwny koncert.

Paul Humphreys: To było surrealistyczne zdarzenie. Widzowie nie mogli wchodzić na płytę boiska, więc przed sceną nie było nikogo. Było ciemno – można powiedzieć, iż graliśmy do pustej sali, tyle że na koronie stadionu było ok. 50 tys. widzów. Słyszeliśmy owacje, ale dochodziły do nas jakby z zaświatów. To był najbardziej zwariowany koncert, jaki kiedykolwiek daliśmy.

Andy McCluskey: Kilka godzin wcześniej, w Monachium, nagrywaliśmy na żywo program telewizyjny. Zaraz po zakończeniu pojechaliśmy na lotnisko i małym odrzutowcem polecieliśmy do Warszawy. Nie było czasu ani możliwości na odbycie próby. Byliśmy przerażeni, więc zagraliśmy z playbacku. Udawaliśmy granie do muzyki odtwarzanej z kasety i w pewnym momencie musieliśmy przerwać występ, by kasetę przełożyć na drugą stronę. Przez 30 lat to był jedyny koncert, jaki zagraliśmy w Polsce [w 1991 r. OMD wystąpił na festiwalu w Sopocie, ale bez Andy’ego w składzie – przyp. G.B.].

Cały wywiad dostępny jest w 39/2017 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także