Polskie teatry funkcjonujące poza Polską to fenomen niemal zupełnie nierozpoznany.
Stale pracują w ośrodkach tworzonych oddolnie, od Chicago aż po Lwów, najczęściej „po godzinach”, popołudniami i w weekendy, za własne pieniądze, choć niektóre sceny (Czechy, Litwa) mają status zawodowy, a na wielu obok utalentowanych amatorów pojawiają się artyści profesjonalni. Tworzona z entuzjazmu i poczucia przynależności kultura polska i odpowiedzialność za nią – powinien być to istotny temat. Tymczasem, paradoksalnie, w Polsce teatry te grają sporadycznie, głównie dzięki kontaktom osobistym, i nie otrzymują z kraju niemal żadnego wsparcia ani mentalnego, ani finansowego. Jeśli już publiczny mecenat je dostrzega, to dotuje na minimalnym poziomie z funduszy przeznaczonych na działalność polonijną.
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
