Według doniesień "GW" mieszkańcy Archangielska i okolic rzucili się do aptek po preparaty z jodem – takie, jakie przyjmowali po katastrofie w elektrowni atomowej w Czarnobylu.
"Po dwóch dniach milczenia Rosatom (Rosyjska Państwowa Korporacja Energetyki Jądrowej) przyznał, że w czasie prób nieokreślonego silnika rakietowego na platformie morskiej na Morzu Białym zginęło jego pięciu specjalistów zatrudnionych w Instytucie Naukowo-Badawczym w Sarowie, gdzie konstruowane są nowe rodzaje broni jądrowej" – pisze Wacław Radziwinowicz, korespondent "Wyborczej" w Moskwie.
Dziennik odnotowuje na swojej stronie internetowej, że w pobliżu miejsca katastrofy pojawił się tankowiec "Sieriebrianka" przeznaczony do zbierania i wywożenia odpadów radioaktywnych. Ponieważ do soboty władze milczały na temat wypadku, "GW" porównuję tę sytuację z Czarnobylem i rokiem 1986.
"Władze (…) przyznały, że w czwartkowym wypadku uczestniczyła «instalacja z izotopowymi źródłami promieniowania radioaktywnego». To znowu przypomina wydarzenia z 1986 r., kiedy w pierwszych komunikatach o tragedii (w Czarnobylu – red.) mowa była o «awarii z odrzuceniem fragmentów poza teren elektrowni», jak oficjalne agencje nazywały eksplozję reaktora" – czytamy.
Według kanadyjskiego eksperta Jeffrey'a Lewisa w Rosji doszło do wybuchu rakiety Buriewiestnik, pocisku o napędzie jądrowym, który – jak zapewnia prezydent Władimir Putin – tygodniami może krążyć nisko nad ziemią, by w końcu dotrzeć do każdego celu na globie.