Dyskusję rozpoczęła prof. Barbara Engelking, protestując w liście podpisanym zresztą przez grupę innych naukowców zajmujących się wojennymi losami Żydów polskich, przeciw decyzji władz RP o ustawieniu przy muzeum pomnika ku czci Polaków, którzy zginęli, ratując żydowskich współobywateli.
Główna teza Barbary Engelking brzmi: Postawienie pomnika sprawiedliwych na miejscu przesiąkniętym żydowskim cierpieniem może być odczytane – zapewne wbrew intencjom pomysłodawców – jako przejaw próżności i strachu. Oraz pychy, która wymaga, by „nasze” było na wierzchu.
Dziś na stanowisko Barbary Engelking odpowiada profesor Adam Rotfeld – ocalony z zagłady Żydów polskich, który swoją polemikę określa bardzo defensywnie jako votum separatum, poprzedzając zresztą swoje stanowisko licznymi kurtuazyjnymi zastrzeżeniami.
Profesor Rotfeld zaczyna od przypomnienia, że wcześniej nikt nie widział nic złego w tym, aby na tym samym placu stanął pomnik kanclerza RFN Willy’ego Brandta, upamiętniający jego padnięcie na kolana w grudniu 1970 r. W tym kontekście tak pisze o Polakach ratujących Żydów: „Zasługują na prosty granitowy kamień pamięci w tym miejscu [...] ci Polacy, którzy w czasie Zagłady wyciągnęli pomocną dłoń do sąsiadów, przyjaciół i nieznajomych. Za ludzki odruch ryzykowali życie własne i najbliższych. Niektórzy zapłacili za to cenę najwyższą”.
To cenny głos sprawiedliwego. Jeśli na plac od dekad trafiają wycieczki żydowskie z całego świata, to powinny one dowiadywać się o ofierze Polaków, jacy oddali życie za ukrywanie swoich żydowskich współobywateli. Wszelki ekskluzywizm cierpienia i pamięci, jaki lansuje Barbara Engelking, powinien być odrzucony. Warto z szacunkiem odnotować sprzeciw prof. Rotfelda. Oby takich głosów było więcej.