Płonne nadzieje. Białoruś z bliska

Płonne nadzieje. Białoruś z bliska

Dodano: 
Protest na Białorusi (9.08)
Protest na Białorusi (9.08) Źródło:PAP/EPA / YAUHEN YERCHAK
Renata Cytacka | Od tygodnia obserwujemy zmierzch ery Łukaszenki na Białorusi. Teraz już chyba gra idzie tylko o to, czy białoruski „dyktator” spędzi resztę swoich dni na wolności, czy raczej w odosobnieniu. Po tym, jak stróże porządku przemienili się w bandy zbirów biegające po mieście i okładające niewinnych ludzi, coraz bliżej naszemu „dyktatorowi” jednak do odosobnienia.

A jeszcze kilka dni temu wszystko mogło potoczyć się normalnie. Miał szansę na dalsze sprawowanie władzy, bo nie od dziś wiadomo, że można cieszyć się władzą zdobytą w demokratycznych wyborach, pomimo porażki w praktycznie wszystkich większych miastach. Jak pokazuje nie tak odległy przykład, przy odpowiedniej propagandzie w swoich mediach można wygrać, co prawda z minimalną przewagą i przegraną w dużych miastach, ale jednak można się cieszyć demokratyczną wygraną. Może już się nie dowiemy, kto tak naprawdę zdobył większość głosów, czy byłaby potrzebna druga tura. Może nie dowiemy się też, czy to sam „tyran” kazał „podrasować” swój wynik, czy to ta cała banda miernych lizusów, którymi otacza się każdy „dyktator” postanowiła się wykazać i, najzwyczajniej w świecie przedobrzyli, a może zrobili to celowo? Bo jak wiadomo, każda dyktatura opiera się na ogromnej ilości schlebiających miernot, donosicieli i potrzebnej do trzymania w ryzach ich i całej reszty bandy trochę mądrzejszych zwyrodnialców i sadystów.

Fakt, że nadchodzi koniec „baćki” to przesądzone. Niestety, do wolności i demokracji na Białorusi droga jeszcze bardzo daleka. Nie czas na huraoptymizm i robienie niepotrzebnych nadziei Białorusinom. Trzeba im raczej uświadomić, że zdetronizowanie „dyktatora” to dopiero początek ciężkiej i długotrwałej walki, że wielu odczuje pogorszenie swojej sytuacji. Będzie niemało tych, którzy będą wspominać z utęsknieniem czasy „dyktatury”. Biorąc pod uwagę przykłady z sąsiedniego podwórka, bezsporny jest fakt, że wśród „demokratycznej opozycji” aż roi się od tajnych współpracowników KGB. Co do tego raczej chyba nikt nie może mieć wątpliwości - nie oddadzą oni tak lekko wszystkiego, czego się „dorobili”.

Najbardziej mi szkoda w tej całej sytuacji tych młodych ludzi, bitych, męczonych, którzy wierzą w to, że teraz, jak już obalą Łukaszenkę, nadejdzie wolność i demokracja. Niestety, jak pokazują przykłady, one na razie nie nadejdą. W Polsce dopiero po ponad trzydziestu latach ktoś o nich, cierpiących za wolność, zaczął myśleć, ale wielu z nich zakończyło swój żywot w biedzie i zapomnieniu, wielu z tych, co nadstawiali swoją głowę za wolność i demokrację, nie doczekało ich. Teraz władzę na Białorusi przejmą tajni współpracownicy bezpieki i będą rozgrywać całą politykę dla swojej korzyści. Mają oni ogromną wiedzę o całej sytuacji, bardzo duże doświadczenie i możliwość szantażu i wodzenia naiwnych „ideowców” za nos. Tak jak do tej pory na Litwie. To przecież nikt inny, jak byli tajni współpracownicy służb bezpieczeństwa, w momencie „demokratycznego zrywu narodu” przejęli władzę i doprowadzili do utajnienia listy z ich nazwiskami, aby nie utrudniało im to w rządzeniu Litwą. Są bardzo silni do dziś, bo mimo kilku prób ujawnienia listy tajnych współpracowników KGB, ciągle się to nie udaje.

Smutno wygląda przyszłość Białorusinów, biorąc pod uwagę to, że po ponad trzydziestu latach od momentu przejęcia władzy na Litwie przez współpracowników służb bezpieczeństwa, są oni na tyle mocni, że nie da rady w sposób demokratyczny odtajnić ich listy. Wiem co mówię, bo sama będąc nastoletnią Polką miałam nadzieję, że po obaleniu „dyktatury proletariatu” będziemy w końcu mieli wolność i demokrację, że w po wielu latach będziemy mogli używać języka polskiego w urzędach, że będziemy mogli dalej spokojnie uczyć się w polskich szkołach wszystkich przedmiotów w języku polskim. Myślałam, że naprawdę będzie wolność i demokracja, jak we wszystkich demokratycznych państwach europejskich, że mniejszości narodowe będą mogły używać swojego języka jako regionalnego czy drugiego państwowego, tak po prostu, zwyczajnie, jak wszędzie w wolnych państwach.

Niestety wszystkie te nadzieje były płonne. Okazało się, że w wolnej i demokratycznej Litwie odbierają nam prawa, które nasi ojcowie wywalczyli za czasów reżimu sowieckiego. Nie mamy już szkół z polskim językiem nauczania, jak kiedyś, nie możemy używać nazw ulic w języku polskim, nie możemy zapisać imion i nazwisk, nie możemy odzyskać ziemi, którą nam zagrabili sowieci itd. Może jeszcze przed śmiercią dane mi będzie żyć na ojcowiźnie, w wolnym i demokratycznym państwie.

Artykuł wyraża poglądy autora i nie musi być tożsamy ze stanowiskiem redakcji.

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także