Właściwie to one już dla większości spadły dawno, ale chodzi o te momenty, gdy widzą to nawet opozycyjni akolici. Ci zawsze próbują jakoś uargumentować te szalone slalomy, ale czasami jest to już tak trudne, że obserwatorzy dzielą się na sadystów, którzy patrzą na to miotanie się z rosnącą satysfakcją, i na tych, w których taki widok wywołuje współczucie.
Piszę tu o ostatnich zawirowaniach związanych z przyjęciem Krajowego Planu Odbudowy. Wszyscy widzą tu geniusz Prezesa, który ograł opozycję zewnętrzną i wewnętrzną, zaś z kłopotu swojej formacji uczynił jej wzmocnienie, ba – nawet zapunktował unijnie. Inni mówią, że co to za osiągnięcie – ograć dziecko we mgle, jakim coraz bardziej jawi się totalna wersja opozycji. Ale zobaczmy, jak to szło.
Porozumienie Lewicy z PiS
PiS miał kłopot (który merytorycznie nie znika, ale politycznie został unicestwiony) z formacją Ziobry, który zauważył, że cały ten Fundusz i jego konstrukcja to kolejny krok do stopniowego, jeszcze większego zintegrowania Polski z Unią, kosztem jej suwerenności, Koalicja Zjednoczonej Prawicy zatrzeszczała, bo sypała się większość i wieszczono nawet – nie wiem dlaczego – upadek rządu. Kaczyński zaczął więc szukać większości gdzie indziej szachując wewnętrznych oponentów. I puszczał sygnały, że sobie zmontował erzace gdzie indziej. A Kaczyńsi robił to zawsze – a to u Kukiza, a to gdzieś z PSL. Wreszcie walnęła bomba, że Lewica poprze PiS w tej sprawie, jeśli ten spełni jej postulaty. Te zaś są, co raczej jasne, lewicowe, a więc takie, które są blisko socjalnej polityki rządzącej partii. Właściwie przyklepano kilka dość łatwych do przełknięcia obietnic, takich jak mieszkania socjalne, szpitale powiatowe czy kontrolę wydatkowania KPO. Do wyborów elektoraty zapomną już kto to załatwiał, a kto dał.
I się zaczęło. Koalicja Obywatelska uznała to za zdradę totalności opozycji, wyłom w antypisowskiej postawie, której depozytariuszem i politycznym przywódcą miała być sama KO. Powstał potężny rozłam „w łonie”, przez który zaczęły się sączyć coraz poważniejsze zarzuty, rozbijające i tak pozorną jedność opozycji. Wadim Tyszkiewicz, sumienie KO, opublikował nawet całą tyradę uzasadniającą postulat odmowy współudziału w uchwaleniu KPO i odrzuceniu tych pieniędzy z Unii. Posypały się najpierw ostrzeżenia wobec Lewicy, że służy PiS-owi do zdyscyplinowania Ziobry, aż do gróźb, że Lewica uczestniczy w procederze wyprowadzania Polski z UE przez PiS.
Kontekst europejski jest tu szczególnie ważny. Koalicja Obywatelska pretendowała przecież do miana politycznego przywódcy ruchu integracji Polski z UE. Przyjmowano stamtąd wszelkie głupoty, straszono pisowskim polexitem, ba – nawet jeszcze w grudniu, kiedy Zjednoczona Prawica miała wewnętrzny kłopot z klepnięciem Funduszu, KO biła na alarm, że przechodzi duża kasa, której utraty Polacy PiS-owi nie wybaczą. Nawet pani Lubnauer ogłosiła wtedy, że nikt kto ma dzieci nie może być przeciwny przyjęciu tej kasy, zaś jej ewentualne odrzucenie będzie de facto wyjściem Polski z Unii. Mało tego – ewentualne weto w tej sprawie blokowałoby fundusze pomocowe dla całej Unii. Znów ci pisowscy Polacy mieliby wszystko popsuć. A teraz wszystko się odwróciło, bo PiS chce ten fundusz przyjąć, zaś KO – nie. I w ten sposób – nie pierwszy raz – opozycja w jej totalnej wersji staje się ofiarą własnej, wcześniejszej narracji.
Kopanie leżącego
Dla obserwatorów żadna to nowina. Przypominają mi się wolty z maja zeszłego roku. Wtedy KO rejtanowała w Sejmie i przekaziorach, że wybory zabiją miliony Polaków. KO szła ramię w ramię wraz z szachującym Gowinem, uniemożliwiając ich przeprowadzenie w konstytucyjnym terminie. Rzeczywisty powód był jasny – kandydatka KO na prezydenta, pani Kidawa-Błońska, szorowała swoimi wynikami po sondażowym dnie. Hipokryzja wyszła, kiedy wybory przełożono, znalazł się kandydat Trzaskowski i… urny przestały zabijać w jeden dzień. Poprzednie argumenty zniknęły jak ostry cień mgły, zaś PiS został oskarżony o niechęć do przeprowadzenia wyborów w konstytucyjnym terminie. Dla zwolenników wytrenowanych w takich fikołkach to pikuś, zaś uważny elektorat łatwo odnotował kolejne samozaprzeczenie totalnych. Teraz mamy to samo. Nawet jeszcze bardziej odjazdowo. KO ostrzega, że przyjęcie KPO przez nową taktyczną koalicję będzie oznaczało… polexit, zaś oporowe ruchy formacji Budki, które de facto wywalają cały fundusz na poziomie kontynentu, są wyrazem miłości do Unii i kooperacji z nią.
I poszło już kopanie leżącego, że KO się zakiwało, bo kiedyś samo groziło Trybunałem Stanu politykom przeciwnym przyjęciu Funduszu. Wychodzi teraz, że groziło swoim. Największa beka jest z polexitem. Kiedyś KO wskazywała, że zachowanie PiS-u w sprawie KPO to krok do wyjścia, teraz wychodzi więc, że to totalni chcą wyjść. Ba nawet mamy tak karkołomne konstrukcje, że to PiS dalej chce wyjść przyjmując pieniądze od Unii. Ale też i puszczają szwy, że może i opozycja powinna być za polexitem, skoro Unia od lat nie może sobie poradzić z PiS-em, sądami w Polsce i praworządnością. No świat się kończy. A więc pokłóciła się opozycja na amen, o pomyśle koalicji 276 (pamięta kto?) można już zapomnieć, padło wiele ciężkich oskarżeń i powrotu do totalnej jedności (jeśli ta kiedykolwiek była) chyba już nie ma.
Strajk Kobiet traci, zyskuje Ziobro?
Został jeszcze… Strajk Kobiet. Ten uważa akt Lewicy za zdradę, nawet wyznaczył jej dobowe ultimatum „na ogarnięcie się”, bo inaczej… No właśnie, co? Co ten nowych ruch zrobi Lewicy za kolaborowanie z proaborcyjnym okupantem, który pałował niewinne kobiety? Podział na akceptujących tę kolaborację i jej przeciwników przeorał nawet radykalne dziewuchy, zaczęło się banowanie najzagorzalszych aktywistek, jeśli te miały inne zdanie niż „wszyscy won” pani Lempartowej.
Zyskał… Ziobro. No bo, sprzeciwiając się Kaczyńskiemu po raz kolejny doprowadził większość do granicy. Ale rozegrano to na dwie pieczenie. Przed znalezieniem nowych taktycznych koalicjantów z sercem po lewej stronie odbyło się odnowienie ślubów w koalicji Zjednoczonej Prawicy, rozmowy i potwierdzenie, że idziemy razem. Myślę, że ustalono tam, że Ziobro może się zapierać, by nie tracić twarzy, odegrać swą rolę szeryfa broniącego suwerenności Polski. Większość Kaczyński załatwił sobie gdzie indziej. Ważne, że rząd zaraz potem przyjął KPO z Ziobrą w środku, unikając losu niesławnego AWS, który we własnym rządzie hodował wewnętrzną opozycję. Mało tego, Koalicja Obywatelska będzie głosować razem z Ziobro i Konfederacją, co kreuje wyjątkową chwilową koalicje egzotycznie odległych od siebie podmiotów, co z kolei wykazuje Lewica jako dowód odrealnienia byłych kolegów. To prawda, bo w tym trójkącie traci tylko KO, zaś Konfederaci i Ziobro zyskują, bo każdy rozumie ich postawę. W dodatku Kwaśniewski mówi tu o ruchu swych kolegów, jako rozumieniu racji stanu, zaś zebrani byli premierzy jednym głosem stwierdzili, że bojkotu tej kasy i wstrzymania zasilenia w pomoc całego kontynentu „Europa by nam nigdy nie wybaczyła”.
Właściwie nie wiadomo czemu KO to robi. Przecież to nie buduje jej żadnej pozycji politycznej. Polacy chcą tej kasy, zaś Budki zachowują się tak, jakby na złość PiS-owi chcieli odmrozić cudze uszy. No i jaki tu jest taktyczny czy strategiczny zysk Koalicji? Wychodzi, że żaden, tylko już zapamiętały antypisizm i żadnych rozmów, kompromisów, dogadywania się. Czyli żadnego programu. A to już powoli za mało, nawet na ich elektorat.
Solidarna Polska i Konfederacja coraz bliżej siebie
Polacy chcą tej kasy – w myśl zasady: jak dają, to brać, jak biją, to uciekać. (Nie wiadomo tylko co robić jak trzeba będzie oddać). Nie widzą niebezpieczeństw, na które wskazuje Ziobro czy Konfederacja (obu formacjom coraz bliżej do siebie, co wróży może jakieś ciekawe rozdania na nowe wybory). Ci zagłosują wedle własnej logiki, nie wychodząc z ról. Kasa zostanie przyjęta, Europa odetchnie, że Polacy znowu wyszli z własnego poślizgu. Eurokraci zatrą ręce, bo rzeczywiście – proces integracji Unii w jedno państwo uczynił poważny krok (do przodu?). Lewica wykazała rozumiany przez ogół i wyczekiwany przez umęczony naród – merkantylny pragmatyzm. Czyli wszyscy są zadowoleni, zapunktowali gdzie trzeba. Tylko ta Koalicja została na środku sama z tym samym. Otwarte usta w krzyku na dziewięć gwiazdek, pod ramię już tylko z kilkoma lamparcicami na krzyż.
A było tak fajnie. Mieliśmy jeden postulat, który miał łączyć wszystkich, a nie zapewnia już dziś jedności nawet we własnym obozie, co dopiero wśród 257 posłów. Dla politycznych sadystów to radosny być może widok. Na tyle radosny, że przykrywa fakt, iż Kaczyński, mimo, że znowu ograł opozycję, to w grze o zatrutą kasę, która zaszyła nas w worku z trupem gnijącej Unii.
Wkroczyliśmy w kolejny etap wojny polsko-polskiej. Sado-maso.
Jerzy Karwelis
Więcej wpisów na blogu Dziennik zarazy.
Czytaj też:
Sikorski: Porozumienie Lewicy z PiS to swoisty pakt Ribbentrop-Mołotow