Jak ziemia długa i szeroka, niesie się wieść, że papież wkrótce może uczynić kobietę kardynałem. Nie było, mniemam, w ostatnim czasie innej wiadomości, która tak bardzo zelektryzowałaby światowe media. Łatwo zrozumieć, skąd to podniecenie. Gdyby faktycznie Ojciec Święty Franciszek zdecydował się na taki krok, byłby to jawny dowód słuszności twierdzenia, że nikt i nic nie oprze się wymaganiom feministycznej poprawności.
W całym tym zalewie spekulacji, hipotez, komentarzy najbardziej uderzyły mnie jednak nie słowa tego czy innego znawcy z „El País”, „Guardiana” czy „The New York Timesa” – trudno się było po nich spodziewać czegoś innego niż entuzjazmu – lecz, tak, to nie błąd, obecnego rzecznika Watykanu.
Wprawdzie o. Federico Lombardi stwierdził, że prasowe doniesienia są nonsensowne i że nominowanie kobiet na urząd kardynała w czasie lutowego konsystorza nie jest możliwe, ale... przyznał jednocześnie, że „w sensie teologicznym i teoretycznie” taka nominacja jest możliwa. „Bycie kardynałem to jedna z takich ról w Kościele, które, teoretycznie, nie wymagają wyświęcenia”. Czyli gdyby jednak papież mianował kobietę kardynałem, to nie złamałby przypomnianej przez Jana Pawła II reguły, zgodnie z którą kobiety nie mogą być wyświęcane na kapłanów.
Czytałem te słowa kilka razy. Jako żywo wynika z nich, że zdaniem rzecznika Watykanu papież ma prawo mianować kobiety kardynałami i jeśli obecnie tego nie robi, to tylko z powodów praktycznych. Teoretycznie jest to możliwe. Teoretycznie – uważa ojciec Lombardi – można być kardynałem, nie mając święceń kapłańskich. Pomijam już kwestię historii – urząd kardynała pojawił się w IX w., sprawowali go pierwotnie proboszczowie rzymskich kościołów, którzy wybierali swego biskupa; później stał się to zaszczyt, którym papieże wyróżniali swych najbliższych współpracowników niezależnie od miejsca działalności. Zawsze byli to mężczyźni, zawsze co do zasady wyświęceni.
Ważniejsze jest co innego. Skoro kobieta może być – teoretycznie i teologicznie – kardynałem, to dlaczego nie może być ona papieżem? To logiczne. Jeśli papież może mianować kardynałem jedną kobietę, to może i więcej. Jeśli funkcja kardynalska nie wymaga święceń, to reguła ta odnosi się do wszystkich kandydatów i kandydatek. Dlaczego papież miałby nominować tylko jedną kobietę, a nie dwie, 10 czy choćby, tak jak w dobrze zarządzanej nowoczesnej firmie, połowę? I dalej. Skoro podstawowym przywilejem kardynała jest czynne i bierne prawo wyboru papieża, dlaczego miano by pozbawić go kobiety? Krótko mówiąc: jeśli Watykan uważa, że kobieta może być kardynałem, to wynika z tego, że kobieta może być też papieżem. Chyba że nominując kobietę na urząd kardynała, stworzono by okrojony, inny, gorszy, przeznaczony dla kobiet rodzaj urzędu kardynalskiego, z nazwy tylko przypominający pełnoprawny i męski.
Sam się zastanawiam, gdzie popełniłem w tym rozumowaniu błąd.
foto: wiki/Papa rock star