"Stare wygi sprowadziły go do parteru"

"Stare wygi sprowadziły go do parteru"

Dodano: 
Rafał Trzaskowski, prezydent Warszawy
Rafał Trzaskowski, prezydent Warszawy Źródło: PAP / Paweł Supernak
Albo pogodzi się z rolą "szefa młodzieżówki" PO albo się zbuntuje – powiedział o Rafale Trzaskowskim Paweł Piskorski.

Rafał Trzaskowski największym przegranym weekendowych zmian w Platformie Obywatelskiej? Taką tezę postawiło wielu komentatorów politycznych. Wiadomo bowiem, że prezydent Warszawy chciał doprowadzić do wcześniejszych wyborów w PO. Jeszcze w ubiegłym tygodniu polityk deklarował chęć kandydowania na nowego szefa PO. Propozycja ta nie uzyskała jednak poparcia zarządu krajowego PO, a na czele partii stanął były premier Donald Tusk.

"Musi się pożegnać z marzeniem..."

O sytuacji, w której znalazł się Trzaskowski mówił w wywiadzie dla Interii jeden ze współzałożycieli PO Paweł Piskorski. Zapytany, czy prezydent Warszawy może się już z Platformy pakować, polityk odparł: "Nie, ale z całą pewnością musi się żegnać z marzeniem, a być może złudzeniem, że wszystko co będzie chciał, od Platformy dostanie".

Piskorski zauważył, że taka sytuacja miała miejsce przez rok, jednak Trzaskowski jej nie wykorzystywał. – Ku mojemu żalowi, bo uważałem za naturalne, że przejmie przywództwo w PO. Nie chciał tego – dodał.

"Ta chwila się w sobotę skończyła"

Rozmówca Interii ocenił, że "stare wygi sprowadziły go do parteru".

– Jest podkreślane, że jest ważny, ale nie jest panem sytuacji. Albo pogodzi się z rolą "szefa młodzieżówki" PO i osoby odpowiedzialnej za pozyskiwanie nowych członków, co jest na pewno poniżej jego oczekiwań, albo się zbuntuje. Ale to już będzie niosło za sobą duże konsekwencje – tłumaczył.

Piskorski wyraził pogląd, że jeśli powrót Tuska rzeczywiście przyniesie Platformie korzyści, pole działania Trzaskowskiego zostaie jeszcze bardziej ograniczone. Pytany, czy prezydent Warszawy "przespał swój moment", polityk ocenił, że "przespał możliwą szansę nie tylko dla siebie, ale by inaczej ułożyć oś sporu w Polsce". – Po wyborach prezydenckich mógł formalnie przejąć przywództwo w PO. Wiem, że było to możliwe, bo wówczas władze PO nie mogłyby się temu oprzeć. Myślał, że będzie mógł to zrobić w każdej chwili. A ta chwila się w sobotę skończyła – dodał.

Czy więc przegrał na własne życzenie? – W pewnym sensie, bo mógł przejąć przywództwo, ale tego nie zrobił. Z drugiej strony nie docenił, że sytuacja może się zmienić do tego stopnia, że wróci Tusk i zabierze mu rząd dusz w Platformie – wskazał.

Czytaj też:
Zaufany człowiek Tuska. "Na razie ma pozostawać w cieniu"
Czytaj też:
"Większość zarządu krajowego PO nie podzieliła opinii Trzaskowskiego"

Źródło: Interia
Czytaj także