Czy katolicy mogą uczestniczyć w życiu publicznym?
  • Bronisław WildsteinAutor:Bronisław Wildstein

Czy katolicy mogą uczestniczyć w życiu publicznym?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Czy katolicy mogą uczestniczyć w życiu publicznym?
Czy katolicy mogą uczestniczyć w życiu publicznym? 

Tytułowe pytanie ciągle wydaje się retoryczne. Czy ktokolwiek w Polsce oficjalnie odpowie na nie przecząco? Praktyka jest jednak inna. Pokazuje to sprawa wiceministra sprawiedliwości Michała Królikowskiego.

Zacznę od cytatu: „Gdybym był na miejscu premiera pana Królikowskiego zwolniłbym w 15 minut. I nie chodzi tylko o tego pana. Tak samo nie akceptowałbym, gdyby jakaś urzędniczka zajmowała się tańcem go-go”. To wypowiedź Marcina Króla, profesora filozofii i historyka idei. Nie chciałbym zajmować się jej autorem, który dobrze zapowiadał się w latach 70., niektórzy twierdzą, że jeszcze w 80., ale od tego czasu zapowiadać się przestał. To utorowało mu drogę do roli „filozoficznego” autorytetu III RP i to występującego jako konserwatywna strona debaty intelektualnej. O tym, jaki to konserwatyzm, świadczy zacytowana wypowiedź. Wprowadza nas ona jednak w meritum, czyli awanturę wokół wiceministra, który miał czelność ujawnić się ze swoim katolicyzmem. A III RP toleruje wyłącznie katolicyzm bezobjawowy. Na razie.

Nagonkę na urzędnika ogłosiły media głównego nurtu, a sygnałem startowym było zapowiedziny przez Królikowskiego książkowy wywiad z abp. Henrykiem Hoserem. „Polityka” opublikowała artykuł „Brat minister”, który na okładce nazwany został „bogobojnym wiceministrem”. Z artykułu wynika, że Królikowski popełnił wiele myślozbrodni, czyli „jest przeciwnikiem zapłodnienia in vitro, związków partnerskich, eutanazji czy gender”. Innych przestępstw urzędnika postkomunistyczny tygodnik nie odkrył, ale te wystarczyły, aby w swoim programie w Radiu TOK FM Jacek Żakowski zapytał szefa mazowieckiej PO, jak długo premier będzie tolerował Królikowskiego w rządzie, a Andrzej Halicki posłusznie odpowiedział, że gorszyciel powinien być natychmiastowo usunięty.

W wojnie ideologicznej rzecznicy kontrkultury wykorzystują „taktykę salami”. Chodzi o naznaczanie i stopniową eliminację przeciwników. To przykład abp. Hosera, który się naraził, występując w sprawach bioetycznych. Stygmatyzowanie ma nie tylko wyeliminować go z życia publicznego, ale także zastraszyć innych, demonstrując im, że sprzeciw wobec dominującej ideologii kończy się śmiercią cywilną. Wywiad z Hoserem jest w takim wypadku casus belli.

Wypowiedź Króla uderza nie tylko tym, że katolicyzm zrównany zostaje w niej z tańcem go-go (warto by wysłać profesora filozofii do klas przygotowawczych, aby przypomniał sobie, czym różni się myśl od aktu), odsłania także paradoks tzw. neutralności światopoglądowej. Jednym z jej elementów ma być wolność sumienia i wyznania. A przecież próba sprowadzenia religii do życia prywatnego to jej radykalne ograniczenie i deformacja. Przeciwnicy Królikowskiego cechują się zespołem wyjątkowo wyrazistych poglądów wymierzonych w naszą kulturową tożsamość. Jeśli więc kwestionują prawo katolików do zajmowania stanowisk, to przyznają, że nie o wolność, ale o ideologiczne państwo im chodzi. Zresztą nie sposób zbudować państwa nieopartego na jakimś porządku wartości.

Jednak to już zbyt skomplikowane dla papug powtarzających frazesy na temat neutralności państwa.

Czytaj także