Szef polskiego rządu przekonywał na łamach hiszpańskiego dziennika, że kryzys na granicy Ukrainy z Rosją wymaga zdecydowanych działań i solidarnej postawy NATO, UE oraz państw regionu. Jak stwierdził Morawiecki, w tej chwili nikt nie wie, jak zachowa się Władimir Putin, ale "wszyscy wiemy, do czego może się posunąć".
– Nie mówię tu tylko o presji gospodarczej i szantażu energetycznym, których doświadczamy w całej Europie. Mówię o wcześniejszym ataku na Gruzję, o zajęciu Krymu - to jasne dowody, że Rosja jest gotowa łamać zasady przyjęte w polityce międzynarodowej. I tym bardziej jasne jest dla mnie, że UE i NATO muszą zrobić wszystko, by nie dopuścić do kolejnych agresywnych posunięć Władimira Putina – stwierdził premier.
Powstrzymać Rosję
Morawiecki przypomniał, że NATO nie jest sojuszem "wymierzonym w jakiekolwiek państwo", a społeczność międzynarodowa domaga się od Moskwy jedynie "respektowania prawa narodów do samostanowienia".
– Naród ukraiński zasługuje na to w takim samym stopniu jak naród rosyjski – podkreślił Morawiecki.
– Celem Putina jest sprawdzenie, na jak wiele może sobie pozwolić. W ostatnich latach czerpał z braku europejskiej jedności i przekraczał kolejne granice. W momencie gdy Rosja zajęła Krym można było zakładać, że na tym się nie skończy. Odbudowa imperialnej potęgi Rosji to marzenie Putina, którego realizację powinniśmy zablokować. Inaczej stanie się koszmarem nas wszystkich – wskazuje polski premier.
Morawiecki wskazał, że NATO i UE mają do wykonania odrębne zadania w kontekście kryzysu ukraińsko-rosyjskiego. NATO jest sojuszem wojskowym. Z kolei Unia Europejska, z racji braku sił militarnych, musi prowadzić politykę komplementarną wobec działań Sojuszu Północnoatlantyckiego.
Niemieckie rozczarowanie
Premier odniósł się także do niejednoznacznej polityki Niemiec wobec Rosji. Jego zdaniem, kanclerz Olaf Scholz popełnia błąd nie zajmując zdecydowanego stanowiska wobec Moskwy.
– W czwartek w niemieckiej prasie przeczytałem, że spełniają się najbardziej ponure prognozy polskiego rządu, który od lat sprzeciwia się budowie gazociągu NS2 i ostrzega, że Europa staje się energetycznie zależna od Rosji. Mówię o tym od wielu miesięcy! – powiedział Morawiecki, po czym dodał: "Dziś mamy patrzeć biernie jak Władimir Putin zagarnia Ukrainę? Nie oczekuję od Niemiec zaangażowania w sprawę tego konfliktu - jeśli taki jest wybór nowego rządu. Sądzę, że Niemcy popełniają w ten sposób ogromny błąd. Jeśli jednak odmawiają pomocy Ukrainie to proszę o to, by takie słowa padły wprost. Uniki w stylu «nie wysyłamy broni na Ukrainę, bo jest to strefa konfliktu» brzmią w dzisiejszych uwarunkowaniach mało poważnie".
Dalej Morawiecki argumentował, że destabilizacja sytuacji na Ukrainie może oznaczać problemy całej Europy.
– Przede wszystkim musimy uświadomić sobie, że to nie jest tylko problem bezpieczeństwa Ukrainy, ale problem bezpieczeństwa całej Europy, w szczególności Europy Środkowo-Wschodniej – powiedział.
– Myślę, że niektórzy nasi europejscy partnerzy, którzy dystansują się od tego konfliktu, uważają, że problem ten dotyczy wyłącznie Kijowa. Ale Ukraina to sąsiad Unii Europejskiej i nie leży gdzieś na końcu świata. Z Kijowa do Berlina jest o 1000 km bliżej niż z Berlina do Madrytu. Dlatego bezpieczeństwo Ukrainy to bezpieczeństwo całej Europy – uściślił premier.
Czytaj też:
Morawiecki: Potrzebujemy rozwiązań, które nie utkną w SejmieCzytaj też:
Morawiecki poleci na Ukrainę. Jabłoński: Poruszone zostaną również trudne tematy