Na terenie Białorusi trwają rosyjsko-białoruskie manewry „Wojskowa stanowczość 2022”. Według nieoficjalnych danych manewry obejmują nawet 30 tys., w większości rosyjskich, żołnierzy. Z kolei nowe zdjęcia satelitarne opublikowane przez amerykańską firmę z branży technologicznej wskazują na ciągłe zwiększanie liczebności rosyjskich sił zbrojnych na Krymie, w zachodniej Rosji i na Białorusi.
Amerykański wywiad ostrzega, że Rosja może zaatakować Ukrainę w każdej chwili. "Politico” podało, że może do tego dojść 16 lutego. Prezydent kraju Wołodymir Zełenski nie wykluczył, że ta prognoza może się sprawdzić.
Decydujący tydzień
Jak z kolei ocenia Jan Parys, najbliższy tydzień może okazać się decydujący dla kierunku rozwoju kryzysu wokół Ukrainy. Wydaje się bowiem, że możliwości dyplomatycznego zażegnania konfliktu powoli wyczerpują się i, jak stwierdził były minister obrony narodowej, "musi dojść do jakiegoś przesilenia".
– Z jednej strony jest bardzo duża koncentracja wojsk rosyjskich wokół niej, a z drugiej strony mamy próby dyplomatyczne - dość twarde stanowisko USA i krajów NATO - więc musi dojść do jakiegoś przesilenia – stwierdził Jan Parys.
– Przed Rosją są dwie możliwości - albo uwzględni bardzo wysokie koszty agresji i się na nią zdecyduje, albo się wycofa – dodał.
Cel Putina
Były polityk wskazał także na cel, jaki kryje się za działaniami Rosji, która destabilizuje sytuację na Ukrainie i w regionie Europy Środkowo-Wschodniej.
– Putinowi chodzi o to, żeby społeczeństwa zachodnie oswoiły się z myślą, że świat nie jest taki stabilny, że mamy do czynienia z państwami, które stać na agresję – wskazał i dodał, że nadeszła pora na pożegnanie się ze schematem, w którym Rosja jest partnerem.
– Należy tę akcję przebudowy świadomości rozpocząć - konflikt zbrojny jest możliwy – ocenił Parys.
Czytaj też:
Parys: USA nie mogą pozwolić sobie na tego typu posunięciaCzytaj też:
Kryzys po katolicku