Nie trzeba szukać daleko – spójrzmy na naszego zachodniego sąsiada. Otóż niemiecki minister gospodarki i ochrony klimatu Robert Habeck, który reprezentuje Zielonych, stwierdził, że dla utrzymania bezpieczeństwa energetycznego kraju należy wykorzystać elektrownie węglowe i resztki infrastruktury atomowej. Jak zaznaczył, w obecnych realiach polityka klimatyczna Unii Europejskiej musi zejść na dalszy plan. To jednak nie koniec. Minister zapowiedział także wybudowanie dwóch terminali LNG oraz przygotowanie zapasów gazu w lokalnych magazynach. Głos Habecka nie jest bynajmniej w tym temacie odosobniony. To ciekawe, bo jeszcze trzy tygodnie temu nikt nie spodziewałby się, że czołowy polityk Zielonych, którzy słyną z promowania ekologizmu, będzie mówił o wyższości partykularnych interesów państw nad utopijnymi planami Brukseli. Najwyraźniej wojna potrafi bardzo szybko przywrócić trzeźwość myślenia.
Niestety nie brakuje również wypowiedzi ludzi, którzy za wszelką cenę bronią zielonej polityki UE. Dał temu wyraz m.in. unijny komisarz Frans Timmermans, który w podcaście „Betrouwbare Bronnen” oznajmił, że atak Rosji na Ukrainę jest spowodowany chęcią odwrócenia uwagi od problemu klimatycznego. Wypowiadanie takich słów w czasie trwania brutalnej wojny, na której giną nawet dzieci, jest nie tylko nienormalne, ale i niebezpiecznie trąci obsesją. Realny konflikt zbrojny pokazał, ile warta jest zielona utopia i walka o prawa mniejszości seksualnych. Niespodziewanie punkt ciężkości został przeniesiony na sprawy gospodarcze, ze szczególnym naciskiem na energetykę. Wiele europejskich państw nagle się obudziło i zaczęło dążyć do uniezależnienia się od zewnętrznych wpływów. Międzynarodowa Agencja Energii przedstawiła niedawno dziesięciopunktowy plan działania omówiony z samą Komisją Europejską. Zaproponowane rozwiązania koncentrują się wokół próby pogodzenia zielonej transformacji z ograniczeniem dostaw gazu z Rosji.
Spójrzmy na działania kanclerza Olafa Scholza, który mówi o wstrzymaniu certyfikacji Nord Stream 2. Spółki związane z rurociągiem właśnie bankrutują pod naporem sankcji. Ta sytuacja stwarza nam szansę, aby wykorzystać potencjał, jaki płynie z projektu Baltic Pipe. Duńska Agencja Ochrony środowiska (DEPA) kilka dni temu udzieliła pozwolenia na budowę wstrzymanego odcinka, co pozwala na wznowienie prac przez Energinet. Zdaniem ekspertów ta decyzja sprawia, że już od 2023 roku Polska będzie mogła być niezależna od rosyjskiego gazu. Znaczenie tej inwestycji dla całej Wspólnoty potwierdza również fakt jej dofinansowania przez Unię. Niepewny czas, w jakim przyszło nam żyć, pokazał, jak wielką ostrożność należy zachować, jeśli chodzi o kwestie energetyczne. Pożar, który wybuchł po ostrzale elektrowni atomowej w Zaporożu, mógł doprowadzić do katastrofy na niewyobrażalną skalę. Atak na tego typu infrastrukturę jedynie potwierdza, że energetyka stanowi trwały komponent wojny nowego typu.
Kolejnym problemem, z którym musimy się uporać, jest z pewnością nasza zależność od rosyjskiego węgla. Ten trafia głównie do ciepłownictwa i gospodarstw domowych. Niestety jest to pokłosie błędnego myślenia, które sprowadza decyzje zakupowe wyłącznie do czynnika ekonomicznego z wyłączeniem względów bezpieczeństwa. Syberyjski węgiel jest wydobywany przede wszystkim odkrywkowo, natomiast w Polsce dominuje droższe wydobycie głębinowe. Jedna z teorii, której nigdy do końca nie udowodniono, zakłada, że Rosja dotuje transport węgla do obszarów Europy. Nawet pomijając to wszystko, tak czy inaczej powinniśmy działać propaństwowo i jak najszybciej wesprzeć modernizację technologii wydobycia węgla w Polsce, aby cały proces stał się bardziej opłacalny. Nie możemy jednak w międzyczasie stać z założonymi rękoma. Na szczęście premier Mateusz Morawiecki prowadzi już rozmowy z Australią, aby wynegocjować dostawy z tamtego kierunku. Sytuacja na rynku energetycznym każdego dnia staje się coraz bardziej niebezpieczna, dlatego już teraz stańmy na stanowisku obrony polskiej suwerenności.
Robert Zawadzki jest dziennikarzem Telewizji Trwam. Artykuł wyraża poglądy autora i nie musi być tożsamy ze stanowiskiem redakcji.